poniedziałek, 5 grudnia 2016

Od Armor King'a CD Layli

Patrolowałem tereny stada, nie podobało mi się to, że ostatnio wszystko ucichło. Chodząc zwracałem uwagę na najdrobniejszy szczegół. Gdy jakiś krzak nawet troszkę się poruszył, albo warknąłem parząc co z niego wylezie, no ewentualnie wskakiwałem tam. Co wtedy widziałem? Drobne zwierzaki, ludzkie śmieci. Skąd one się tu wzięły...te ludzkie śmieci? No tak na chłopski rozum to od ludzi. Lecz to nie prawda, czułem tylko tygrysy i nic więcej, zero ludzi. Westchnąłem patrząc w dal. Przechodziłem obok wodospadu, musiałem się czegoś napić. Podszedłem i napiłem się wody, w oddali zobaczyłem jakąś samicę tygrysa która obracając się spojrzała na mnie. Miała łuk który wydawał mi się solidnej budowy, pewnie sobie ćwiczyła aczkolwiek po prostu był dla niej ozdobą. Wtedy dopiero poczułem woń człowieka, nie pachniał jak zawsze...wielkim miastem. To był zapach zgnilizny, śmierci, bezdomności. W oddali zobaczyłem, raczej nabzdryngolonego (pijanego) faceta. Uśmiechał się szyderczo, nie miał włosów, wyglądał jakby uciekł z jakiegoś więzienia dla psychopatów. W rękach trzymał broń dużego rażenia. Skąd taki palant, ma dostęp do broni to ja nie wiem. Ryknąłem , pewnie on tego nie usłyszał. Wydawało mi się że drań celuje we mnie, lecz się myliłem. Swymi nieudolnymi oczyma spoglądał na tygrysicę która przechodziła po kamieniach przez rzekę. To był ruchomy cel, ale poruszał się nie za szybko. Jeśli nie ja to kto? Grr. No proszę Was, znów mam ratować komuś życie.
-Uważaj!
Warknąłem dość głośno, ona stanęła i spojrzała na mnie ze zdziwieniem w ochach, lub nawet z pogardą. Wbiłem wzrok w psychopatę i mruknąłem kładąc uszy. Podbiegłem i zacząłem go gryźć , nie chciałem być za okrutny więc przerwałem to. Koleś pozbierał swoje manatki, celował dalej. Zacząłem biec i skoczyłem na nieznaną mi samicę ze stada. Wpadliśmy razem do wody, lecz nie było głęboko. Poczułem jednak że coś jest nie tak, z mojej przedniej lewej łapy dosłownie lała się krew barwiąc wodę na czerwono. Wyszedłem z wody okulały i wyciągnąłem też samice. O mało co jej nie utopiłem. Nie odezwałem się a ona kaszlała. Tak, celował i wycelował...na szczęście w łapę. Przestałem zwracać na to uwagę, pomogłem jej wstać. Przed moim nosem świsnął nabój. Warknąłem pokazując swoje białe kły. Uśmiechnąłem się zawadiacko i widząc że jego broń jest jednak uszkodzona, zabrałem pospiesznie tygrysicy łuk i trafiłem w pewną szczelinę, dzięki której facet strzelił sobie w nogę. Skąd moja precyzja, ojciec uczył mnie strzelać nie tylko z łuku więc zapamiętałem parę lekcji pod jego nadzorem . Więc jednak łuk który miał służyć suczce jako ozdoba przydał się i to bardzo. Niedaleko Nas spadła broń, po którą poszła samica...a człowiek nie potrafił się wyrwać z małego tornada bólu . No i niech tak zostanie , gdy będzie daleko od stada zrozumie by tutaj nie wracać , zaczął uciekać gdzie pieprz rośnie potykając się co chwilę. Warknąłem coś pod nosem i obejrzałem się na siebie.
-Czasami tak jest.
Mruknąłem do niej, inna spodziewała by się...jakiegoś pytania. No ale nie z mojej strony. Spojrzałem na moją łapę i zacisnąłem zęby, wiedziałem że nic mi nie będzie. Położyłem się i pazurem wyjąłem kulę. Umyłem łapę w rzece i wtedy usłyszałem jej głos...

<Layla?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz