poniedziałek, 31 października 2016

Od Blue - Halloween Cz.2

Po skończonych dekoracjach zaniosłam je wszystkie do alfy. Zapakowałam wszystko do torby i wyszłam ze swojej jaskini. Po paru minutach znalazłam się w grocie przywódczyni. Dałam je moje wszystkie "wycinanki". Dowiedziałam się od niej także o biletach. Miała przyjść po swój w dniu imprezy, także skinęłam tylko głową, że zrozumiałam. Potem jeszcze biegałam w te i we w te jakoś trzy razy, bo musiałam zanieść dynie. Nie byłam na tyle silna, aby przynieść wszystkie, głównie ze względu, żeby ich nie zniszczyć. Dlatego też musiała po jednym pakować do torby i przenieść je tę paręnaście metrów. Na szczęście jej jaskinia była oddalona od mojej nie cały kilometr, może nawet i pół, więc nie było tak źle.
Teraz zostało mi tylko przebranie. Ale za co? Nie chciałam niczego banalnego, jak wilkołak, wampir czy nawet dynia. Przez pół dnia rozmyślałam nad odpowiednim kostiumem, aż udało mi się coś wymyślić, gdy leżałam pod drzewem w cieniu.
Wpierw zapolowałam na zająca. Nie błam głodna, potrzebowałam jedynie krwi. Zabrałam go na brzeg wody, gdzie mogłam użyć także czarnej ziemi. Białe futro mi tylko ułatwiło całą sprawę. Zaczęłam od czarnego koloru. Wymalowałam wpierw oczy, tworząc je jako puste miejsca, gdzie niegdyś znajdowały się gałki oczne. Potem przemalowałam praktycznie całą siebie, nie licząc "włosów". One zostały śnieżno białe. Zamoczyłam łapy i kły w krwi, a do tego prysnęłam sobie nią na ciało. To dodało strasznego wyglądu, a całość wyglądała jednocześnie dziwnie, jak i przerażająca. Wyglądałam na tygrysi psychopatyczny zabójca z horroru i to mi chodziło. Wiem, że dzisiaj nie mamy Halloween, ale musiałam przecież sprawdzić, czy to wypali, prawda? Gdy przejrzałam się w tafli wody, byłam bardzo zadowolona z efektu.
- Super! - odparłam radośnie, po czym wskoczyłam do zbiornika wodnego, aby się umyć. Oczywiście nie pływałam w niej, tylko stałam jakoś do klatki piersiowej. Musiałam to wszystko z siebie zmyć, ale nie miałam zamiaru się przy tym utopić, bo skoro łapy mają dłużyć do umycia się, to jak mam płynąć? Myłam się przez dobrą godzinę, bo okazało się, że ziemię ciężko zmyć z ciała tak, aby białe futerko wróciło. No niestety. Ale przynajmniej miałam już kostium.
Teraz tylko czekać na Halloween.

Od Kayuna CD Dakoty - Halloween cz.4

- C-co? - zdołałem z siebie wykrztusić tylko tyle.
- Tak, Kay. Będziemy mieć dzieci.
Wszystko mi wirowało przed oczami. To... to wszystko działo się tak szybko.
- Czy... czy to znaczy, że ty jesteś...? Nie, niemo... niemożliwe - wydukałem zszokowany.
- Jestem w ciąży - potwierdziła Dakota nie owijając w bawełnę - powiedziała mi to wprost. Sam nie byłem pewny swoich uczuć w tym momencie. Szok, radość, zdziwienie, entuzjazm, stres, obawa - te wszystkie uczucia walczyły we mnie. Nie potrafiłem wydusić z siebie już ani słowa więcej. Dakę widocznie to zaniepokoiło. Porwałem moją partnerkę do tańca i z uśmiechem na pysku ucałowałem ją w czubek łba. Tańczyliśmy tak razem przez jakiś czas w milczeniu, niezależni wcale od mocnej muzyki która właśnie leciała z głośników. Tańczyliśmy na uboczu spokojny, powolny taniec. Nie potrafiłem wymazać uśmiechu ze swojego pyska. I też nie zamierzałem go powstrzymywać.
- To taka przyjemna chwila... - mruknąłem do ucha Dakoty i zamknąłem z rozkoszą oczy. Miałem wrażenie, iż ten moment był dla mnie tak wspaniały, że nic już nie mogłoby przerwać naszego wspólnego tańca, który mógłby trwać w nieskończoność. Czułem, że w każdej chwili mógłbym się rozpłynąć w tym tańcu, rozpłynąć w tej cudownej chwili. Przez całe moje życie nauczyłem się jednego - że szczęście nie może trwać w nieskończoność. Ale w tym momencie czułem się tak, jakby to cudowne uczucie beztroski i szczęścia nigdy nie zamierzało mnie opuścić...
***
Nadszedł czas, by postraszyć nieco ludzi w okolicy. Podobno ostatniej nocy pewna grupa tego właśnie gatunku podróżników postawiła swój obóz gdzieś niedaleko, więc tygrysy z naszego stada postanowiły nieco ich postraszyć. Oby nie byli w posiadaniu broni, bo będzie trzeba wtedy improwizować...
Wszyscy już zbierali się w hałasie przy wyjściu z terenów imprezy, gdzie stały Anaksunamun oraz Xena. Reszta wyznaczonej ekipy do organizacji imprezy jeszcze nie sprzątała, ponieważ po straszeniu ludzi mieliśmy wrócić w to miejsce i kontynuować imprezę.
Ja oraz Dakota wyszliśmy bokiem, omijając łukiem gwarne zgromadzenie. Po drodze do obozu rozmawialiśmy ze sobą. Ana kazała każdemu iść ze swoją parą, ale zgodziła się także na to by zabrać kogoś jeszcze ze sobą. Ja szłem tylko ze swoją partnerką.

<Daka? Tak, ja też kocham niespodzianki, nie jesteś jedyna XD>

Od Blue CD Noah'a

Zaczęłam skakać radośnie po łące, próbując złapać jakieś owady, które latały w powietrzu. Potem do zabawy dołączył i Noah. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że jednak nie jest taki ponury na jakiego wygląda i jaki się zdaje na samym początku. Czułam się, jakby nie miał w rzeczywistości tych jedenastu lat, ale może z pięć. Nie stracił kondycji, ruchów. Gdybym go nie znała, pomyliłabym go z młodym tygrysem.
- I co sądzisz na temat terenów? - usiadł przede mną.
Uspokoiłam się i położyłam się na plecy przyglądając się niebu. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie przeszkadzał mi. Okazał się jednak bardzo miłym samcem. I miał rację - mógł by być moim ojcem. Może to i dobrze? W końcu nigdy nie miałam normalnego i prawdziwego ojca, tylko sadystycznego generała.
- Nie są takie złe i jak na razie mam ochotę wszystkie poznać jak najlepiej - przewróciłam się na brzuch i spojrzałam na niego. Dalej mi się przyglądał. - Ale za pewne za parę tygodni znudzą mi się, albo tak mi się spodobają, że każdego dnia będę miała co do roboty - stwierdziłam.
- Yhym - basior skinął głowa z uśmiechem i położył głowę na łapach.
- Wiesz co? Ciesze się, że moim pierwszym znajomym jesteś ty - uśmiechnęłam się miło. Na twarzy samca malowało się małe zaskoczenie.
- Dlaczego? - zapytał.
- Bo może w końcu dowiem się, jak to jest mieć normalnego ojca - zaśmiałam się cicho. Ta myśl była okropne głupia, ale prawdziwa. Widziałam na jego twarzy rozbawienie zmieszane z niepewnością.
- Nie miałaś ojca? - zapytał, a ja pokazałam łapą "w połowie".
- Jakoś go ne zbyt uznaje. Był generałem i strasznie agresywny, czasem sadystyczny. Zawsze udawał przy innych takiego spokojnego, a w domu zawsze się wyżywał, najczęściej na mnie - ponownie przewróciłam się na plecy i spojrzałam na niebo. - Matki nigdy przy nas nie było, zawsze zajęta swoimi "klientami", a do młodszego brata nie pozwalałam mu nawet podejść - wytłumaczyłam.

<Noah? Lub "tato" xd>

Od Nosferatu CD Xeny - Halloween cz. 1


Jaki jest sens życia? Po co rano wstajemy, myjemy się, idziemy do szkoły, 'pracy'? Po co w ogóle wstajemy z łóżka, przecież i tak do niego wrócimy...
Podobno życie to nie jest zgadywanka co odpowiedziała większość tak jak "Familiada" czy "Zgaduj, zgadula". Podobno żyje się na sto procent i trzeba postawić na jedną odpowiedź oraz być pewnym, lub niepewnym, swojej odpowiedzi, swojego wyboru tak jak "Postaw na milion". Ech. Czasem w życiu zdarzają się zaskakujące i niewytłumaczalne przypadki, które można uznać za para nienormalne. Te przypadki to próba charakteru. Życie jest pełne niespodzianek i czasem nasza zapadnia szczęścia, która do tej pory była zasłonięta i trzymała się mocno. Szczęście nie ustępowało aż tu nagle, pufff, i zapadnia się zapada ukazując czarną czeluść. Czeluść, która ziała czarnym nieszczęściem...
~*~
Kolejny nudny dzień. Kolejny dzień przepełniony tymi samymi czynnościami, które robimy codziennie. Kolejny dzień, w którym nic się nie dzieje. Poranne czynności zostają takie same jakie było wczoraj, przedwczoraj, tydzień temu... Jednak moje myśli zostały zmanipulowane przez jedną rzecz. Chciałbym otrzymać oznajmującą odpowiedź na wcześniej zadane pytanie. Wstałem i przeciągnąłem się. Odwróciłem swój wzrok by patrzeć na nadal śpiącą białą tygrysicę o zielonych oczach. Jej klatka piersiowa unosiła się w górę i w dół, a ogon unosił się i odpadał równomiernie i w takiej samej prędkości co oddech tygrysicy. Szturchnąłem nią lekko, a ona momentalnie otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Również wstała i, pomijając wcześniejsze dialogi, które ze sobą zamieniliśmy, zapytała mnie:
- Pamiętasz to wcześniejsze pytanie, które mi zadałeś? - Ja zawahałem się. Wymownie spojrzałem w sufit i pokiwałem lekko głową. - Mógłbyś je powtórzyć? - zapytała ponownie spoglądając na mnie z dziwnymi iskierkami w oczach.
Po raz kolejny spojrzałem w sufit udając, iż nie dosłyszałem pytania. Jednak Xena przypatrywała mi się wytrwale tak długo, aż w końcu się poddałem.
- Chciałabyś pójść ze mną na... Halloweenową imprezę? - wydukałem robiąc pięciosekundowe przerwy pomiędzy słowami, jakbym chciał dokładnie przemyśleć co chcę powiedzieć oraz starannie dobierając słowa. Uważałem, żeby nie zrobić jakiegoś błędu językowego i żeby brzmiało to w miarę normalnie, jak zwykłe pytające zdanie a nie jak wypowiedzenie kogoś niepełnosprawnego.
- Obawiam się, że jednak... - zwiesiłem łeb i spojrzałem na swoje łapy szykując się na najgorsze co może spotkać w życiu samca. - ... będę mogła z Tobą pójść. - błyskawicznie podniosłem swoją głowę i spojrzałem na Xenę triumfalnie.
- No to... - w pewnym momencie chciałem krzyknąć coś w rodzaju: "Tak?! Ale super, normalnie nie wiesz jak się cieszę!", ale nie chciałem wyjść na zdesperowanego, więc rzekłem tylko coś w rodzaju: - ... super! - dokończyłem zdanie i zacząłem się powoli wycofywać z jaskini. - No to ja pójdę się przygotować, o tak. No to na razie! - wybiegłem z jamy kątem oka widząc roześmianą twarz Tygrysy mają twarze? XD Xeny. Przy okazji, gdy już mnie nie widziała walnąłem facepalma, karcąc się w duchu za te słowa, które wypowiedziałem. Brzmiały... jakoś tak... nienaturalnie? Sztucznie? Nienaturalnie i sztucznie? Wiem, że to jedno i to samo, ale co tam. Pobiegłem do miejsca, które miałem już przygotowane jako moje laboratorium do przygotowania się na dzisiejszą imprezę. Mój strój, przynajmniej dla tych którzy mnie znają od dzieciństwa, był banalny. łatwy do odgadnięcia.
Głównym tematem rozmowy mojej sam ze sobą podczas dojścia do mojego "laboratorium" był obmyślony przeze mnie strój szamana (XD). Zrobiłem szatę z jednego ze starożytnych kocy znajdujących się w ciemnym kącie mojej jaskini. (NIestety zdjęcia nieznalazłem :C) Głównym efektem stroju była peleryna: udrapowana na plecach wielka niedźwiedzia skóra z pazurami zwisającymi z ramion. Łeb niedźwiedzia spoczywał na mojej głowie niczym kaptur spowijając złowrogim cieniem moją twarz. Myślałem także, żeby wziąć stary kij, który kiedyś znalazłem, który miał pełnić funkcję laski, ale doszedłem do wniosku, że nie ma po co. I tak bym go prędzej czy później odłożył w kąt.

Znalezione obrazy dla zapytania niedźwiedzia skóra
XD Heheszki. To ta peleryna
 Długo potem opracowywałem wszelkie istniejące szczegóły. Gdy już zdecydowałem, że wszystko jest w należytym porządku zdjąłem z siebie strój i poszedłem do Anaksunamun po bilety. Właściwie bilet, bo Xena nie musi mieć.
- Cześć Ana, chciałbym poprosić o bilet na imprezę Halloween'ową. - poprosiłem i dostałem od Alfy bilet. Potem jeszcze trochę pogadaliśmy, spytała z kim idę, jaki mam strój i tak dalej, i tak dalej. Potem wróciłem do miejsca gdzie się przebieram i jeszcze raz dopracowałem wszystkie szczegóły. Nie daj Boże by się jakaś plama znalazła. Nosferatu - perfekcyjny Pan domu XD . 

<Xencia? Co tam u Ciebie? >

Od Kiyomi CD Armor King

Jeszcze jeden krok.
Jeden krok ku śmierci.
Ona mnie poniesie.
Zamknęłam oczy. Wiatr rozwiewał moją sierść. Pode mną rozciągała się głęboka i szeroka przepaść, nie można byłoby dostrzec jej dna gołym okiem - to była bezkresna, czarna czeluść. Dzielił mnie od niej tylko jeden krok. Jeden krok. On mógłby rozwiązać wszystkie moje problemy w jednej chwili. Wtedy... wtedy nadejdzie k o n i e c. Koniec wszystkiego. Całego mojego marnego, pechowego i bez celowego życia. Po co miałabym dłużej żyć? Czy nie lepszym rozwiązaniem jest skok? Skok po pewną śmierć?
Przecież... ten jeden krok... on rozwiąże wszystkie moje problemy w jednej chwili - cały stres, zdenerwowanie, złość, ból i rozpacz.
Nabrałam powietrza do płuc. Otworzyłam oczy i spojrzałam w dół. Nachyliłam się nad przepaścią i już miałam TO zrobić, ale w ostatniej chwili odskoczyłam do tyłu zrezygnowana. Nie.
Wtedy poczułam bardzo mocne, gwałtowne i brutalne pchnięcie - wprost w stronę przepaści. Wrzasnęłam przeraźliwie i...
***
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!
Oddychałam ciężko i czułam, jak w przyśpieszonym tempie biło moje serce. Rozejrzałam się dookoła. Byłam na brzegu dużej i rozległej polany, tuż przy skraju gęstego lasu. Słońce wschodziło nad polaną, lecz nie zdążyło się jeszcze wyłonić nawet do połowy. Przełknęłam głośno ślinę. Musiałam pozbierać swoje myśli, poukładać sobie wszystko i włożyć w odpowiednie miejsce swojego mózgu. Ponownie objęłam spojrzeniem krajobraz, który mnie otaczał. Po chwili oprzytomniałam i pamięć do mnie wróciła. To tam właśnie postanowiłam przenocować poprzedniego wieczoru.
Po chwili skupiłam się na swoim śnie, dokładnie go analizując. Uznałam to za zwykły sen - taki, jak każdy w tej kategorii. Próbujesz lub ktoś próbuje cię zabić, a akurat wtedy, gdy masz już zginąć gwałtownie budzisz się. Przecież dobrze wiesz, że tak zawsze się dzieje. Tak jak i w przypadku spadania - śnisz że spadasz i akurat w tej chwili się budzisz. Ale mimo to we śnie i tak kompletnie się tego nie spodziewasz, a po obudzeniu... czujesz się w pierwszej chwili dziwnie.
Takie sny miewam często. Takie samobójcze, mimo że nigdy myśli o samobójstwie mnie nie dopadały.
Wstałam z miejsca. Nie, ten sen mi się nie podobał. On wydał mi się inny od reszty... bardziej realny... Ba, on był podejrzanie realny. W dodatku świetnie go pamiętałam. Nawet najdrobniejszy dźwięk czy szczegół. Mimo, że zdawałam sobie sprawę z tego, że tu coś było nie tak nie przejęłam się zbytnio swoim snem.
Podciągnęłam się do pozycji siedzącej, ziewnęłam cicho i wyruszyłam w swoją dalszą podróż. Tak w końcu wyglądał plan mojego dnia: pobudka, wędrówka, wędrówka, obiad, wędrówka, wędrówka i wędrówka. A na koniec spanie. Te wszystkie nudne i monotonne czynności powtarzały się każdego dnia, aż do chwili, gdy na swej drodze spotkałam pewnego tygrysa, który zaproponował mi dołączenie do stada. Tak, w tej chwili całe moje życie się odmieniło, choć z początku nie zdawałam sobie z tego sprawy...

Wpadł brutalnie wprost na mnie. Wyglądało to tak, jakby na mnie sobie urządził polowanie.
Masywny tygrys o jasnym, biało-pomarańczowym umaszczeniu, z którego biła aura pewności i potęgi. Stał na mnie, przygwożdżając mnie sprytnie do ziemi tak, abym nie miała szans uciec i szczerzył do mnie groźnie kły bezustannie powarkując. Wpatrywałam się w niego bez przerwy, zaciskając wargi by nie wyrwać się do obrony. Jeszcze nie. Nie była na to pora. Wyczuwałam od niego mocne i świeże zapachy innych tygrysów, więc uznałam że atak na tego tygrysa nie byłby najrozsądniejszym wyjściem. W końcu w każdej chwili mógł wezwać wsparcie.
- Co tu robisz? - wywarczał nie rozluźniając mięśni ani na chwilę. Zadarłam swój pysk nieco w górę i patrzyłam ostrzegawczym, ale opanowanym wzrokiem spod przymrużonych oczu na samca.
- To, co powinnam aby przeżyć.
- Czyli? - zapytał z wyraźnym naciskiem. Z mojego pyska wydobyło się gardłowe warczenie.
- Polowałam.
- Ha! Polowałaś? - Tygrys nacisnął mocniej swoją masywną łapą na moją klatkę piersiową, aż zachłysnęłam się powietrzem.
- Jak ci na imię? - padło pytanie ze strony samca.
- Co to, przesłuchanie?! - wybuchłam - Nic więcej ci nie powiem!

<Armor King? Ostrzegam, Kiyomi będzie nieugięta w kwestii jej imienia i szybko go nie zdradzi...>

niedziela, 30 października 2016

Od Dakoty CD Kayuna - Halloween cz.3

Kiedy już weszliśmy naszym oczom ukazała się duża polana i wszędzie były dekoracje Halloweenowe. Wszystko wyglądało wspaniale, było dobrze dopracowane. Wiedziałam, że moja matka i inne tygrysy bardzo się napracowały, aby wszystko zrobić. Wybiła dwudziesta druga godzina i impreza się rozkręciła. Spojrzałam na stoły i Kay przy jednym z nich siedział razem z Brunem, Noah'em i innymi samcami. Samice natomiast tańczyły i śpiewały. Nie chciałam być sama, więc podbiegłam do Kayuna i złapałam go za łapę, że ten mało nie przewrócił całego stołu. Trafiliśmy na środek polany. Zostawiłam go na chwilę i podbiegłam do sceny, na której stały głośniki itp. Włączyłam inną muzykę i po chwili byłam obok samca, a także zaczęliśmy wszyscy tańczyć. Impreza miała trwać do samego rana. Już wszyscy prawdopodobnie byli na szczęście nie zapomnieli biletów, które miała moja matka.

~Kilka godzin później~

Wybiła godzina dwunasta. Była to tak zwana godzina duchów, wtedy wszystkie zjawy wychodziły na wolność, do świata żywych. Zaczęliśmy opowiadać sobie różne straszne historie. Jeszcze nikt nie wyszedł z imprezy. O drugiej w nocy natomiast mieliśmy iść niedaleko ludzi i ich trochę postraszyć, lecz to było dopiero za dwie godziny, więc było jeszcze sporo czasu. Widziałam jak Kay stał sam przy stołach, wtedy postanowiłam mu coś powiedzieć.
- Kay mam dla ciebie wiadomość.
- Jaką? Zapytał zaskoczony
- Zostaniesz ojcem.
Opuściłam łeb i czekałam na reakcję samca. Myślałam, że będzie nie zadowolony z tego faktu, bo nie mówił mi nic o dzieciach.

<Kay? Jak ja kocham niespodzianki, a ty? XD>

Od Noah'a CD Xeny

Naszedł koniec tych wszystkich wyznań,najwyższa pora powrotu na tereny stada. Xena wskoczyła na swoja towarzyszkę a ja zrobiłem to samo.
Uniosła nas ponad lasy i ruszyliśmy. Droga powrotna nie trwała aż tak f=długo jak byśmy się oboje mogli spodziewać. Juz ani ja ani ona nie odezwaliśmy się do siebie. Kiedy wylądowaliśmy na granicy zeskoczyłem z jej towarzyszki.
-Dzięki .. wracaj już do siebie Xena ja stad mam blisko
-Okey ..
Nie oglądając się za siebie ruszyłem w kierunku jakiegoś wygodnego drzewa. Wspiąłem się i położyłem już po chwili spałem jak zabity. Kiedy się obudziłem zeskoczyłem i poszedłem nad strumyk napić się wody. Upolowałem jakiegoś cośka dziko podobnego i zjadłem na śniadanie.
Kolejne kilka godzin wałęsałem się po czym znowu wszedłem na drzewo i poszedłem spać. Długo nie pospałem bo obudził mnie znajomy głos . Otworzyłem leniwie jedno oko i zerknąłem pod drzewo to była Xena. Szczerze spodziewałem się Blue a nie jej. Wstałem i zeskoczyłem
-Co tam chciałaś-ziewnąłem przeciągając się leniwe
-Co taki zaskoczony
-Spodziewałem się Blue ..
-Blue ? ktoś coś ?
-Przestań .. to dziecko jeszcze-mruknąłem nieco pogardliwe

<Xena>

Od Kayuna CD Dakoty - Halloween cz.2

Usiadłem na trawie i wpatrywałem się w ziemię. Później przeniosłem swój wzrok na niebo, po którym płynnie i spokojnie płynęły chmury. Wiatr nie był zbyt porywisty, a pomarańczowe liście wskutek tego zbyt wielkimi ilościami nie spadały z drzew.
Wsłuchiwałem się w tę melancholijną ciszę... dopóki z głębokiego zamyślenia nie wyrwała mnie Dakota, która właśnie w radosnym podrygiwaniu podbiegła do mnie. Nawet nie zorientowałem się, gdy znalazła się w pobliżu.
Poczułem delikatne pacnięcie na boku. Zaskoczony spojrzałem odruchowo w tę stronę i ujrzałem uśmiechniętą Dakę, która stała wtedy obok mnie bez swojego przebrania. Wcześniej ja także je zdjąłem, w końcu do imprezy było jeszcze trochę czasu.
- Kay, co ty taki dzisiaj dziwny?
- W jakim sensie?
- No wiesz, łatwo cię zaskoczyć, jesteś jakiś otępiały i wogóle... Sam rozumiesz. - W głosie mojej partnerki nie było słychać zbyt wiele zmartwienia moją osobą. Nie odpowiedziałem, ale jedynie głośno westchnąłem, dając w ten sposób do zrozumienia Dace, iż nie miałem ochoty na rozmowę w tym momencie.
***
Ja i Dakota - Dakota i ja. My we dwoje jako para. Nie tylko na imprezie z okazji Halloween, które miało się odbyć tego wieczoru.
Razem we dwoje przywitaliśmy się ze Anaksunamun i Xeną stojącymi w wejściu na teren imprezy, wymieniając między sobą nawzajem uśmiechy i przeszliśmy z Daką bokiem - jako ,,goście specjalni". Albo VIPy. W każdym bądź razie mieliśmy załatwioną przejściówkę i nie musieliśmy dawać Anie oraz Xenie biletów, z racji tego że byliśmy parą Alfa. Bruno zapewne także nie musiał pokazywać biletów.
Anaksunamun to raczej z początku mnie nie poznawała zamaskowanego kostiumem, ponieważ przy wejściu marszczyła brwii i uważnie mi się przyglądała, z początku nawet nie chciała mnie wpuścić dalej. Xena natomiast nawet jeśli mnie nie poznawała także, to nie dawała tego po sobie poznać.

<Daka?>

Od Tory CD Armor King'a

Od Tory C.D. Armor King'a
Muszę przyznać, że nieznajomy był sprytny. Odwrócił moją uwagę kawałkiem drewna aby mnie powalić. Leżałam pod samcem krótką chwilę. Przez głowę przeleciało mi kilka pomysłów, zaczęłam się wyrywać. Przez natłok myśli usłyszałam tylko pytanie "Kim jesteś i czego tutaj szukasz?. Mimo, że było wypowiedziane groźnie to nie odpowiedziałam jedynie mruknęłam. Ku mojemu zaskoczeniu samiec odskoczył ode mnie sprawnie. Musiał ćwiczyć, tego nie dało się ukryć.
Podniosłam się i otrzepałam z kurzu sierść. Między nami panowała dość napięta atmosfera, żadne z nas nic nie powiedziało tylko lustrowaliśmy siebie nawzajem spojrzeniami. Nasze ciała były gotowe do ataku w każdej chwili, jeden niewłaściwy ruch i skończyłoby się nieciekawie. Wszystko jednak przerwał nieznajomy.
- Jestem ze Stada Tygrysiego Pazura, te tereny po których stąpasz należą do Nas... nie chcę Ci zrobić krzywdy , jednak chce wiedzieć czego tutaj szukasz?
Po tych słowach wyraźnie się rozluźnił i czekał na moją odpowiedź. Teraz byłam już pewna, że nie ma zamiaru pozbawić mnie życia. Przynajmniej teraz.
- Szukałam tylko wodopoju. - Odpowiedziałam po chwili też rozluźniając się i siadając.
- Z jakiego stada jesteś?
- Nie należę do żadnego stada.
Znowu nastała chwila ciszy. Niebo zrobiło się już całkowicie ciemne, widać było nawet pojedyncze gwiazdy.
- Czemu krzyczałaś? - Kolejne pytanie.
- Niech to już zostanie tajemnicą. - Nie miałam najmniejszej ochoty mówić mu prawdy. - Jestem Tora. - Wypaliłam dość niespodziewanie. Sama byłam tym zaskoczona.
- Armor King. - Odpowiedział z delikatnym uśmiechem.
Po tych słowach podniosłam się, delikatnie przeciągnęłam i zrobiłam kilka kroków w swoją stronę.
- Gdzie idziesz?
- Tam gdzie poniosą mnie łapy. - Zatrzymałam się i spojrzałam na niego.
- Chcesz możesz dołączyć do naszego stada?
Jego propozycja była dla mnie zupełnym szokiem. Spojrzałam na niego pytająco.
- Jeśli chcesz oczywiście.
- Mogę porozmawiać z alfą.
- W takim razie chodź za mną.
Tygrys wstał i ruszył przez wysoką trawę,poszłam jego śladem. Całą drogę praktycznie nie rozmawialiśmy.
Dotarliśmy na dość sporych rozmiarów łąkę na której znajdowały się dwie tygrysice. Szłam dosłownie kawałek za nowym znajomym. Nieznajome przerwały rozmowę i uważnie mi się przyglądały.
- Anaksunamun. - Zaczął Armor. - Chciałem Ci przedstawić Torę. - Kiwnęłam głową na powitanie.
- Miło Cię poznać. - Odpowiedziała z uśmiechem przenosząc swój wzrok z samca na mnie.
- Mi również.
- To jest moja córka Dakota. - Obie powitałyśmy się tylko skinieniem łba. - Nigdy wcześniej Cię tutaj nie widziałam
- Dzisiaj przybyłam na wasze tereny... - Wzięłam głębszy oddech. - Czy mogłabym dołączyć do Twojego stada?
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się szerzej.
Zamieniliśmy jeszcze kilka zdań po czym tygrysice oddaliły się w swoim kierunku, a my zostaliśmy sami.
- Dziękuję. - Mruknęłam do tygrysa z delikatnym uśmiechem.
- Nie ma za co. - Odpowiedział mi tym samym. Lecz po chwili ziewnął pokazując mi swoje kły. - Będę leciał już spać, dobranoc.
- Dobranoc.
Każde z nas poszło we własnym kierunku. Moim celem jednak było jakieś wysokie drzewo. Chwilę zajęło mi odszukanie idealnego miejsca do mojego noclegu.
*** Następnego dnia ***
Obudziłam się wraz ze wschodem, a raczej obudziło mnie ssanie w żołądku. Przez chwilę zastanawiałam się kiedy ostatni raz jadłam, nie mogłam sobie przypomnieć czy było to tydzień temu czy może dłużej.
Zeskoczyłam zgrabnie na ściółkę i zaczęłam węszyć. Długo tropić nie musiałam, szybko znalazłam zająca, upolowałam go i zjadłam.
Wszyscy chyba jeszcze spali, postanowiłam więc wybrać się na zwiedzanie terenów. Wolałam zrobić to sama niż żeby miał mnie ktoś po nich oprowadzać. Przynajmniej jak się zgubię i znajdę sama drogę to szybciej ją zapamiętam.
Spędziłam naprawdę sporo czasu na wędrówce, oczywiście straciłam też kilka razy orientacje w terenie ale szybko się odnajdywałam.
Dopiero wczesnym wieczorem trafiłam na łąkę gdzie wczoraj spotkałam alfę i jej córkę. Teraz nie było tam ani jednej żywej duszy. Ułożyłam się w trawie i zaczęłam obserwować zachód słońca. Chwilę nostalgii ktoś mi przerwał, odwróciłam błyskawicznie łeb w kierunku skąd nadchodziły odgłosy zbliżającego się tygrysa. Moim oczom ukazała się postać dobrze mi znana.
- Hej. - Przywitałam się z samcem i wróciłam do obserwacji słońca.

<Armor?>

Od Armor King'a CD Tory

Właśnie wracałem z treningu wojowników który prowadził Kayun, nie dał nam zbyt dużego wycisku i to mnie zastanawiało. No oczywiście, jakbym ja to prowadził to wszyscy by już pewnie zdechli, hehe taki żarcik. Jednak jest on bardzo zbliżony do prawdy i gdybym to powiedział na głos , połowa by nie zrozumiała że to drobny dowcip. Tak, uwielbiam ostre treningi, dlatego nie wystarczają mi te z wszystkimi zabójcami i wojownikami itp. Dlatego często trenuje sobie sam , czasami po za terenami stada by niczego nie uszkodzić. Ostatnio jednakże wpadłem na dość wspaniały pomysł, wybudowania sobie jakiegoś toru przeszkód, tylko takiego w gąszczu by nikt go nie znalazł i go sobie nie przywłaszczył. Ale z budową można poczekać, aktualnie snuje się po terenach , szukając jakiejś zwierzyny która nadawałaby się na żarcie dla mnie. W oddali zobaczyłem jakieś króliki, jednak nie miałem na nie ochoty...powiedzmy że mi się przeżarły. Niedaleko czułem też woń dorosłego i silnego dzika, obliznąłem się tylko i odszedłem z tamtego miejsca. Ponieważ chciałem zjeść dziś coś innego niż sarnę, dzika, antylopę, królika, rybę, jaszczurkę. Pragnąłem jakiegoś nowego smaku, takiego przeszywającego ciało...chciałem upolować sobie jakieś trudne do do zabicia zwierzę. Nagle przypomniały mi się smaki z dzieciństwa...sambar! Oh jak ja dawno nie jadłem mięsa z tego zwierza, mamuśka zawsze przynosiła mi go na śniadanie...a na kolacje były ryby lub gaury! No to teraz wiem czego szukać, tylko że nie widziałem jeszcze na tych terenach gaura, sambar czasami przebiegał mi drogę. Niestety gaur...a może by poszukać po za terenami stada? Ej, nie szalej...gaura i tak sam nie zjem...Xena nie je mięsa a innym nie chce mi się zanosić. Więc pozostaje mi poszukać sambara, bo raczej trudno jest tutaj znaleźć młodego słonia który ma mięso ehh...tak pyszne. Mniejsza o to czas poszukać sambara. Nastał wieczór, jednak ja nie przestałem szukać mojej zwierzyny...no i dobrze bo po chwili wyczułem ten zapach a moim oczom ukazał się sambar:

Jadł sobie trawę i liście które spadały z drzew, nie spodziewał się że jest to jego ostatni posiłek w życiu, jednak ja o tym doskonale wiedziałem. Miałem wielką przewagę przez element zaskoczenia i nie tylko. Z chytrym uśmieszkiem szukałem sobie jakiejś pozycji w której najkorzystniej wyskoczyć. Na całe szczęście z tyłu zwierzęcia były krzaki, od razu po cichu się tam podkradłem i wyskoczyłem na nieświadome niczego zwierze. Od razu wgryzłem się w gardło i przygniotłem je do ziemi. Nie puszczałem dopóty dopóki ciało zwierzęcia nie przestawało drgać. Zajęło mi to kilka minutek, nie męczyłem się zbytnio , może to przez moją masę...przygniecione zwierze nie miało szans. Wszamałem sporawą ilość mięsa , bardzo mi smakowało...poczułem ten smak dziecięcych chwil. Obsiadłem się jak nic, teraz migiem trzeba to zrzucić. Nie myłem się bo postanowiłem to zrobić po osobistym treningu. Na początku postawiłem na wytrzymałość i porobiłem wiele kółek na terenach stada, trwało to jakieś 20 minut. Następnie wspinałem się po drzewach, wtedy zachciało mi się pić. Obok była kałuża więc napiłem się i przemyłem pysk. Znów zacząłem wspinać się zwinnie i szybko. Zrobiło się już dość ciemno, jak to na jesień...była może 18...coś około tego. Mruknąłem i chciałem udać się do jaskini kiedy usłyszałem:
-Nie!
Był to głos jakiejś samicy, na początku nie czułem jej woni. Była daleko stąd, postanowiłem to sprawdzić. W końcu musiała mieć powód by się tak wydzierać na całe gardło, zastanawiało mnie to czemu krzyknęła tylko raz. Może nie mam już po co tam iść? Zakończyła swój żywot, lub ktoś to zakończył...mimo wszystko warto tam pójść. Może dowiem się czegoś ciekawego...Zacząłem biec w tamto miejsce, jednak nikogo tam nie było. Czułem tylko woń, woń nieznanej jeszcze mi samicy. Właściwie to nie wiedziałem czy na pewno jest ze stada, może była jedną ze szpiegów z innego stada. Cóż, różnie to może być, w końcu nie czułem jeszcze takiego zapachu. Ruszyłem powoli w stronę skąd dochodził zapach, nie śpieszyłem się. Wiem tyle że szedłem w stronę naszej rzeki, która znajdowała się troszkę daleko stąd. Po pewnym czasie dotarłem tam, przeskoczyłem na drugi brzeg po cichu i obserwowałem co się stanie. Z prawej strony zobaczyłem lekki ruch trawy, nie była poruszana przez wiatr. Z niej wyszła przeciętna tygrysica, a może i nie taka przeciętna? W końcu wiem że nigdy jej jeszcze nie spotkałem. Chyba czuła moją obecność ponieważ rozglądała się, po czym zaczęła wchodzić do wody. Widocznie miała na to wielką chęć, ponieważ westchnęła cichutko wchodząc. Nagle kiedy zrobiłem kilka kroków , wyszła pośpiesznie z wody i ukryła się w trawie. Zaśmiałem się w duszy, byłem pewien że wyczuła moją obecność. Dokładnie znałem jej położenie , więc pozostało mi wymyślić jakiś plan. Było tyle opcji, pierwszą było obalenie jej i przygwożdżenie do podłoża , drugą minimalny atak, a trzecia to podejście i rozmowa. Rozmowa mi się nie podobała bo nie wiem kim ona jest i nie wiem do czego jest zdolna. Druga opcja też odpadała, bo nie chciałem zaatakować samicy dotkliwie. Pozostała ta pierwsza , która będzie dość łatwa. Ale nie aż tak, trzeba odwrócić jej uwagę od mojej osoby, jeśli zna już moje położenie. Wziąłem spory kawałek drewna w zęby i zacząłem się skradać do niej, widziałem była zwrócona prosto na mnie. Było ciemno, rzuciłem kłodę za nią , a gdy odwróciła się warcząc...skoczyłem na nią jak na sambara który nie był niczego świadomy, tylko że jej nie złapałem za gardło. Przewaliłem ją i trzymałem , warknąłem głośno i zapytałem:
-Kim jesteś i czego tutaj szukasz?!
Ona mruknęła i zaczęła mi się wyrywać, nie chciałem jej skrzywdzić więc odskoczyłem zwinnie od niej. Ona podniosła się i otrzepała. Oboje staliśmy w bojowej pozycji. Nie odzywała się, więc musiałem coś powiedzieć:
-Jestem ze Stada Tygrysiego Pazura, te tereny po których stąpasz należą do Nas... nie chcę Ci zrobić krzywdy , jednak chce wiedzieć czego tutaj szukasz?
Rozluźniłem mięśnie po czym podniosłem jedną brew. Czekałem na jej reakcję...

<Tora?>

Od Xeny CD Nosferatu

Kiedy powiedział mi całą ,,prawdę'' poczułam że mnie okłamuje, widocznie nie chce mi zdradzić co wtedy czuł. Jednak szanowałam to iż trzyma to w sekrecie, bo gdy mnie coś gnębi wolę się z kimś tym podzielić wtedy jest mi łatwiej. On widocznie woli żyć trudniej, ale to jego decyzja. Ja zapytałam i uzyskałam odpowiedz, nawet jeśli jest ona nieprawdziwa nie chcę się czepiać. W końcu nie ma teraz tyle siły co wcześniej, no i znów może dojść do zwarcia w jego systemie (XD), a ryzykować nie chciałam. Mimo iż moja ciekawość nadal chciała zadawać pytania typu: ,,A przez kogo ten ból psychiczny?'' ,,Czy to może moja wina?'' ,,Ile razy czułeś już taki ból ?'', nie pozwoliłam jej wiedząc że uraziłabym tym samca jak i swoją dumę. Bo kto uczestniczy aktualnie w programie:,,Sto pytań do?'' , możliwe iż ja ponieważ nie wściekam się kiedy ktoś zadaje mi setki pytań, bo przed niektórymi jestem bardzo rozgadana. Aktualnie byłam też bardzo zmęczona, więc nie chciało mi się otwierać pyska, za każdym razem gdy coś mówiłam głowa zaczynała mnie z lekka boleć, co dziwne słowa Nosferatu nie kaleczyły. Niedługo mi to przejdzie w końcu to mały guz, lub sporawy guz który wyrósł mi na głowie...na szczęście zakrywa go futro. Ale jakbym miała jeszcze raz rąbnąć się w to samo miejsce, to uczucie by mnie z lekka zwinęło w kłębek. Leżałam tak po czym moje powieki opadały co chwilę bezwładnie, miałam chęć się przespać...nie ważne gdzie byłam i z kim po prostu musiałam się z tym wszystkim przespać. Jednak w tym momencie nie dane mi było spać , ponieważ usłyszałam ciepłe i troszkę niezrozumiałe słowa Feratu:
- Xena, chciałabyś pójść ze mną na... imprezę Halloweenową?
Przerwał tym panującą ciszę i spojrzał na mnie z taką nadzieją w oczach. Moje zielone oczyska błyszczały co jakiś czas, ponieważ nie miałam chęci na rozmowę tylko na spanie. Ziewnęłam i podniosłam z lekka łeb. Po czym powiedziałam:
-Przepraszam Cię, ale nie usłyszałam do końca pytania, muszę się przespać , porozmawiamy o tym jutro dobrze? Dobranoc Feratu...
Wyszeptałam na końcu uśmiechając się i układając się do snu, samiec przycichł tak bardzo iż słyszałam pojedyncze krople deszczu i wiatr który niósł wiele informacji o jesiennej pogodzie. Kiedy już zasypiałam , usłyszałam:
-Dobranoc...
Dalsza część urwała się ponieważ byłam już pogrążona w głębokim śnie. Ta noc była dość spokojna, no ale nie obeszło się bez jakiegokolwiek snu. Śnił mi się mój ojciec , który uczył mnie polować. A może to nie był sen tylko wspomnienie z rzeczywistości. Tato był wyrozumiały , ponieważ wiedział że potrafię zabić jednak mięsa nie tknę. Tylko że czasami odpuszczałam od tak , mówiąc że to młode lub piszcząc że nie odpiorę matki , jej dzieciom. Wtedy to ojciec zamiast warczeć na mnie , głaskał mnie łapką po mojej malutkiej główce. Zawsze mówił iż jestem rozsądną osobą i nie zabijam bez powodu. Więc postanowił dać mi powód, chcąc wyszkolić mnie na dobrą wojowniczkę i łowce. Kiedy jadłam sobie owocki na leśnej polanie podszedł jakiś królik i zabrał mi jeden z owoców. Ja się śmiałam a mój tato patrzył na to wszystko z ukrycia. Właściwie...przypomina mi się taka scenka z prawdziwego życia tylko nie pamiętam by tata się ukrywał. Dalszy sen , przeradzał się w szybką akcję. Przyszło stado królików i jakby odebrało mi całe jedzenie. Wściekłam się i warknęłam:,, Wy zachłanne pastuchy, dać wam marchewkę to zabierzecie cały stos.'' po czym zaczęłam je ganiać, jednak nie zabijałam je tylko łapałam. Ojciec dziwił się mojemu zachowaniu, jednak zrozumiał że jestem wegetarianką i nic tego nie zmieni. Nie znoszę zapachy krwi ani jej smaku, dlatego tak trudno mi zabijać. Na szczęście w wyniku jakichś zdarzeń lub obrony własnej , lub innych potrafię walczyć jak na mnie przystało. Jak na córkę Armor'a i Melody, jedną z potomkini Aresa, wielkiego tygrysiego wojownika , który jak już wspominałam był moim pradziadkiem . Szkoda że nigdy go nie poznałam... Wracając do snu, skończyło się tak że ojciec zabrał mnie nad wodospad i pokazał jak łowi się ryby, a mimo to iż ich nie jem ...czasem miło jest upolować coś dla kogoś.
Obudziłam się dość późno, a kiedy podniosłam łeb i przetarłam oczy zobaczyłam Feratu który dziwnie się we mnie wpatrywał. Spojrzałam na Niego badawczo i uniosłam brew po czym ziewnęłam przeciągle zakrywając łapką pyszczek, tak mam taki odruch. Dzięki niemu nikt nie widzi mojej paszczy od środka i obowiązuje kultura. Wstałam i zaczęłam się rozciągać, dopiero wtedy powitałam samca:
-Dzień dobry...ehh, dobrze się spało?
On spojrzał na swoje łapy i uśmiechnął się sztucznie , tak mi się przynajmniej wydawało. Lub był to taki skryty uśmiech.
-Tak...dobrze. Dzień dobry, to się okaże.
Odpowiedział mało optymistycznie. Coś mi tutaj właściwie nie pasowało, bo nie wyglądał mi na wyspanego. Podeszłam do niego i spojrzałam w jego oczy po czym jak kobra wymusiłam od niego prawdę:
-Powiedz mi, czy Ty w ogóle spałeś?
On zaczął się wszędzie rozglądać, jednak zatrzymał wzrok na moich mocno zielonych oczach i mruknął:
-Tak.
Wiedziałam że mówi prawdę, jednak miałam do niego jeszcze jedno pytanie:
-A ile ?
On westchnął i przyznał się mi że niedługo, tak jak myślałam. Nie mógł zasnąć, a ja z łatwością oddałam się w objęcia Morfeusza. Machnęłam głową na ,,nie'' po czym przypomniało mi się iż Feratu zadał mi przed zaśnięciem jakieś pytanie.
-Właśnie, pamiętasz to pytanie które mi zadałeś wcześniej...?
On kiwnął głową ale coś zablokowało wymówienie tego pytania ponownie. Odsunęłam się i spojrzałam na wyjście od jaskini , pogoda się poprawiła. Do groty wpadały promyki słońca co nie często zdarza się jesienią. Wiatr nadal był chłodny jednakże nie aż taki jak wczoraj w nocy, ranek wydawał się jak ze scenki zwaną ,,bajkową jesienią''. Mogłam dostrzec spadające liście, właściwie to na drzewach zostało ich jakieś kilka sztuk, reszta leżała na ziemi lub była porywana przez wiatr który niósł je bezwładnie w dal. Wcale bym się nie zdziwiła gdyby ktoś dziś dostał z liścia od liścia i jego wspólnika zwanego wiatrem. Westchnęłam sobie z uśmieszkiem na pyszczku po czym katem oka spojrzałam na tygrysa. No nareszcie, coś z siebie wydusił:
-Xena, chciałabyś pójść ze mną na... imprezę Halloweenową?
Zrobiłam duże oczyska, co wyglądało dość nadzwyczajnie i może nawet pięknie. Zdziwiłam się że ktoś w ogóle chce mnie zaprosić. Obejrzałam się i powiedziałam tajemniczo:
-Wiesz co, obawiam się iż ...będę mogła z Tobą iść.
Na początku samiec zwiesił łeb, a później podniósł go triumfalnie, po czym zapytał niedowierzając:
-Czyli, że się zgadzasz?!
-Jasne.
Zaśmiałam się i czekałam na jego reakcję.

<Feratu??>

Od Xeny CD Noah'a

Jego sztuczne uśmiechy, próba schowania przede mną swoich uczuć, niezbyt mi się to podobało. No ale cóż, nie zmienisz od razu charakteru tygrysa który już tyle przeżył. Co prawda ta cała sytuacja była niezręczna, moja smoczyca przyglądała się temu wszystkiemu z daleka i myślę że sądziła iż urządzamy przed nią tak zwany ,,teatrzyk''. Spoglądała na mnie co chwilę i przekręcała łeb na boki , by zrozumieć cokolwiek z tej scenki. W końcu przed kilka sekundami krzyczałam, płakałam i przeżyłam chyba chwilową depresję. Nie ma to jak płakać ze śmiechu lub śmiać się z nieszczęścia.... Jednak coś nie spodobało mi się w jego zachowaniu, nie chciał bym mieszała się w jego życie prywatne i uczucia, za wszelką cenę próbował mnie odepchnąć od swojej szanownej osoby. Niby się cieszył że ktoś się nim zainteresował, mimo to ja poczułam że to on ma mnie w dup*e. Bo co to miało do cholery znaczyć ,,nie przywiązuj się tak bardzo do mnie''. Nie jestem psem, ja mogę tylko lubić, kochać, szanować, gardzić lub nienawidzić. To jego sprawa które z tych uczuć wybierze . Jestem osobą która łatwo się nie poddaje, też przeżyłam swoje i wiem co to życie. Czasami jest piekłem, czasami rajem.... jest: brutalne, krzywdzące, nieprzewidywalne, kruche. To tragedia, może wydawać się jak pudełko czekoladek...nigdy nie wiesz , co się trafi. Możliwe też że jest opowieścią, aktualnie wymieniłam większość złych stron życia. Jednak jest ono darem, jest jak film - dla jednego jest komedią , dla innego tragedią , a jeszcze dla innego bajką. Porównanie które podoba mi się najbardziej tkwi w mojej głowie już z pięć lat...brzmi ono: (radzę czytać wolno bo chciałabym byście zrozumieli ten cytat),,Życie jest jak wybuch ogniska sylwestrowego. Z początku tylko skra, co ideą zapala. Później lekki żar, co oczekiwaniem jest na serie barw, ciepła i rozkwitu...W końcu euforia wybuchu, co chwilę zamienia, we wszechświata władanie. Zanim przyjdzie powolny jej zanik, wszystko jest Nasze i dla Nas...Choć przeminie przecież . I świadomość że błysnęliśmy dla kogoś , kto zauważył i szczęście poczuł przed swoim apogeum lub w trakcie...''. Może jest to z lekka nie zrozumiałe jak ta cała sytuacja, ale mi się udało już rozszyfrowywać te słowa które wypowiedział mój wujek przed tym jak umierał śmiercią naturalną. Ten piękny cytat miałam zapisane w mojej małej główce, nie rozumiałam go z początku będąc małą samiczką , myślałam że wujek przed śmiercią zwariował. Na szczęście zrozumiałam te słowa, niestety dopiero po dwóch latach. Było już za późno by zmienić zdanie na temat tamtej sytuacja, jednak od tamtej pory ten cytat o życiu podoba mi się najbardziej z wszystkich. Wracając do Noah'a i jego słów które ciągle z lekka mnie irytowały, zemsta nad uczucia, za stary na miłość, dzieci ludobójcy , Shiba-jako dywan. Oke, koniec wspomnień i podsumowań...czas wracać ze spokojem do tej całej sytuacji , już chyba za długo tkwimy w ciszy . Z opanowaniem i spokojem powiedziałam:
-Wiesz co, to było kiedyś. Teraz jest mniej takich ludzi, jesteśmy pod dość dużą ochroną , zabójca Shiby pewnie już nie żyje...
Przerwał mi:
-Tak, masz rację bo go zabiłem.
Przewróciłam oczyma i kontynuowałam:
-Więc odpowiedział za swoje czyny, jesteś starszy ode mnie o kilka lat ale wiek nie ma nic do tego. Mój ojciec miał 12 lat a moja matka zakochała się w nim w wieku 5 lat. Wiek to tylko liczby, a przeszłość to przeszłość...już nigdy nie wróci i wiemy doskonale że nie możemy tego zmienić. Noah, kiedy Ty to wreszcie zrozumiem. Jest XXI wiek, ludzie nie mogą już tak na Nas polować. A choć zdarzają się wyjątki, to są już ludzie słabi którzy boją się Nas. Wiedzą zapewne iż kiedyś sprawiedliwość ich dosięgnie, a Ty nie musisz już pełnić rolę ,,bohatera'' i latać po wioskach, teraz są miasta , wsie i megamiasta. Prawie skończyła się era wiosek...Ale jeśli ludzie wejdą na Nasz teren i napadną Stado Tygrysiego Pazura to wiedz że i ja nie powstrzymam się od ludobójstwa. Czasami trzeba, jednak musi znaleźć się ogromny powód bym zabiła. Najpierw myślę, później robię i mam nadzieje że Ty tak samo. A teraz właź na Star i wracajmy do stada...a to co stało się tutaj , zostaje tutaj i w Naszych umysłach. Nie jestem typem plotkary, więc nie potrafię wszystkiego swobodnie wyśpiewać. Właź...
Zakończyłam to cichym rozkazem, wiedząc że dużo już mi nie powie . Ale miałam nadzieje że jeszcze dopowie jakieś słowo, kilka słów. Moja kochana towarzyszka podbiegła do Nas i położyła się, ja weszłam na nią bez problemu i wyszeptałam:
-Dziękuję że przy mnie jesteś, Star.
By wiedziała że szanuję ją i cieszę się iż mogę na niej polegać. Ona uśmiechnęła się i ryknęła cicho, by ludzie oddaleni o kilka kilometrów czasem Nas nie usłyszeli. Spojrzałam na tygrysa i uśmiechnęłam się, nie sztucznie lecz na prawdę.

<Noah?>

Od Avalon CD Raphael'a

Kiedy samiec wypowiedział moje imię, spojrzałam na niego jak głupia i zastanawiałam się skąd zna moje imię. Podeszłam do niego niezadowolona i zapytałam
- Skąd znasz moje imię?!
- Aaa ma się te znajomości. Zaśmiał się
- Czego ty ode mnie chcesz?!
- Nic. Chciałem znać twoje imię, a że nie chciałaś mi powiedzieć to sam się dowiedziałem.
- A ty przypomnij mi jak masz na imię.
- Jestem Raphael, ale mów mi Raph panienko. Ukłonił się i uśmiechnął szeroko
- Ty na prawdę z tą panienką?
- Tak, a co?
- Nie mówi tak do mnie. Mam imię.
- No masz i to ładne...
Nie miałam pojęcia dlaczego nie chciał dać mi spokoju. Poinformowałam go że już idę, ale ten zaproponował, że pójdzie ze mną. To prawda nie byłam miła dla obcych, jednak głupio mi było dla niego odmówić i się zgodziłam. Byłam głodna, więc postanowiłam coś upolować. Doszliśmy do dużej polany, przez całą drogę milczeliśmy, żadne z nas się nie odezwało. Czasem zerkałam na tygrysa i widziałam, że dziwnie mi się przygląda. W oddali zobaczyłam zająca. Postanowiłam się trochę popisać i że umiem sama sobie radzić. Szybkim ruchem złapałam zwierzę i po chwili już nie żyło. Zjadłam je, lecz byłam spragniona. Obok Raphael'a zobaczyłam jezioro. I poszłam się napić. To był jednak nie szczęśliwy dzień i na mojej drodze był patyk o którego się potknęłam i znów wpadałam na samca.

<Raph? Sorry, że krótkie, moja wena zrobiła sobie wakacje >

Profil młodej tygrysicy - Frosty

Imię: Frosty
Pseudonim: Frostie, Frost
Wiek: 5 miesiące
Płeć: Samica
Hierarchia: Omega
Stanowisko: uczennica I klasy Opiekunka Młodych tygrysów
Mistrz: Abigail
Cechy charakteru: Frostie... Jest jedną miękką kluchą. Tyle w temacie. 
Strasznie nie ufna, i bojaźliwa. Frost jest nieśmiała. Spokojna i opanowana. Rzadko broi, jest bardzo grzeczna. Jest najsłabsza z miotu, najwolniej się uczy, ale to nie oznacza, że jest słaba. Ta tygrysica, to bardzo wrażliwa osoba, łatwo ją zranić. Frosty jest cicha i spokojna. Nie wtrąca się. Woli nic nie mówić. Jeśli już coś powie jest miła, bardzo skromna. 
Cechy fizyczne: szare miękkie futro, czarne prążki, różowo-niebieskie oczy, różowy nosek, niski wzrost, krucha postura.
Boi się: Lepszym zapytaniem byłoby, czego się nie boi. Frostie boi się wszystkiego. Nie licząc Seven'a, skóry zwierząt, mięsa i wody.
Znak/i szczególny/e: Różowy nosek, heterochromiczne oczy.
Chłopak: Nie ma nikogo w jej wieku. *EkhemPedofilaEkhem.*
Rodzice: 
Adopcyjny Ojciec: Seven
Biologicznej rodziny nie pamięta
Dorosła postać: X
Historia: Nie pamięta większości, ale pamięta to najistotniejsze: W wieku 2 miesięcy, występowała w cyrku. Ludzie tak bardzo ją skrzywdzili, że zamknęła sie w sobie, i boi się wielu rzeczy.
Złote tygrysy: 100.000 ZT
Data dołączenia: 30.10.2016
Właściciel/ka: Cook!e | huber8 | nonamenoright@gmail.com

Od Tory

Każdy z nas ma dzień który będzie prześladował go do końca życia. Będzie chciało się wymazać ten czas z pamięci za wszelką cenę. Jednak kiedy już wydaje Ci się, że wszystko się udaje on powraca ze zdwojoną siłą. Już dawno nie myślałam o tym co stało się cztery lata temu...
Było to zwykłe popołudnie, nie różniło się ono niczym innym od pozostałych. Siedziałam z matką i braćmi nad rzeką otaczającą moje rodzinne tereny. Rodzicielka obserwowała nas jak beztrosko ganiamy za jakimiś owadami i próbujemy się nawzajem upolować. Uwielbialiśmy takie zabawy chyba jak każdy młody tygrys. Jednak tego dnia nam coś nie pasowało. Do naszych uszu dobiegały dziwne odgłosy. Nigdy wcześniej tego nie słyszeliśmy, zaciekawienie wzięło nad nami górę. Namówiłam brata aby sprawdzić co się tam dzieje. Ten mimo oporów uległ mi i zgodził się na wyprawę. Udało nam się uciec spod czujnego oka matki. Szczęśliwi jak nigdy ruszyliśmy w stronę źródła hałasu. Czuliśmy się wtedy niczym Bogowie. Wtedy mieliśmy wrażeni, że możemy wszystko i nic, ani nikt nie jest w stanie nas powstrzymać.
Na miejscu odkryliśmy coś czego nigdy nie zapomnę. Zatrzymaliśmy się na skraju lasu, szybko jednak cofnęliśmy się w gęstwinę krzaków. Pierwsze co ukazało się naszym oczom była pustka. Kiedyś ten teren był porośnięty gęstą roślinnością oraz drzewami. Teraz to miejsce było zupełnie puste. Rośliny zostały wdeptane w ziemię, a niegdyś potężne i stare drzewa leżały niczym gałązki obłamane przez wiatr z suszki. Pomiędzy którymi chodziły dziwne istoty. Sierść rosła im tylko na pyskach i górnych częściach łba, resztę ciała mieli gładkie. A odgłosy które nas tutaj sprowadziły wydawane były z tych dziwnych rzeczy przez które drzewa padały na ziemię. Stałam tam nie wiedząc co się dzieje. W pewnym momencie niektóre piekielne maszyny przestały działać, a dziwne zwierzęta zaczęły krzyczeć i biec w naszą stronę.
- Spadamy Tora. - Rzucił tylko mój brat.
Od razu zrobiłam to co polecił. Odwróciłam się i ruszyłam biegiem przed siebie. W tym momencie rozległ się przeraźliwy hałas. Odwróciłam łeb i... Wtedy działo się to jak w zwolnionym tempie. Widziałam jak młody samiec pada na ziemię i nie wstaje. Słyszałam tylko przyspieszone bicie mojego serca. Zawróciłam się, stanęłam nad ciałem mojego brata, z jego szyi leciała krew. Nie mogłam nic zrobić stałam tam tak i patrzyłam jak umiera. To były najgorsze chwile w moim życiu. Do racjonalnego myślenia przywrócił mnie kolejny huk. Ze łzami w oczach rzuciłam się do ucieczki. Chciałam tylko uciec od tego co się właśnie stało. Biegłam ile sił w łapach przed siebie...
***
- Nie! - Ryknęłam. Oddech mój był przyspieszony jakbym pokonała kilkanaście kilometrów biegiem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz mi się to śniło. Znowu łudziłam się, że ucieknę od przeszłości ale niestety rzeczywistość jest bezlitosna.
Bez zbędnego rozczulania się nad tym co się stało ruszyłam dalej w drogę. Nie spieszyłam się zbyt mocno, przemierzałam las powolnym krokiem. Cały czas czułam wyraźnie obecność innych tygrysów. Łapy zaniosły mnie nad rzekę wokół której jest spora polana. Zatrzymałam się w cieniu drzew i uważnie zlustrowałam teren. Nie miałam wybitnej ochoty na zbędne konfrontacje z innymi przedstawicielami mojego gatunku. Odczekałam chwilę nim wyszłam z ukrycia. Cały czas jednak uważałam na to aby nikt mnie nie zauważył.
Po ugaszeniu pragnienia położyłam się w wysokiej trawie bardzo blisko wody. Chwilę wpatrywałam się w nurt. Im dłużej tam przebywałam tym większą ochotę miałam się zamoczyć. Chęć była na tyle mocna, że w końcu podniosłam się i powoli zaczęłam się zanurzać. Niestety ta chwila nie trwała długo. Do moich uszu dobiegły niepokojące dźwięki. Szybko wyszłam na brzeg i schowałam się w bujnej trawie. Jednak na niewiele mi się to zdało. Nieznajomy mnie wywęszył. Był coraz bliżej mnie, spięłam swoje ciało. Uciekać nie miałam zamiaru, nawet jeśli miałabym zginąć na miejscu. Nigdy nie bałam się swojej śmierci, więc dlaczego teraz miało być inaczej?

<Ktoś?>

Profil tygrysicy - Tora

Imię: Tora
Pseudonim: Po prostu Tora
Wiek: 5 lat
Płeć: Samica
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Medyczka, Strateg
Cechy charakteru: Każdy podczas pierwszego spotkania ma o niej inne wrażenie. Jedni uważają ją za oschłą, wredną, a czasem nawet agresywną. Inni natomiast za pomocną, miło i ogólne dobrą istotę. Obie strony mają racje, ponieważ Tora ma swoją dobrą jaki i złą stronę. Może zacznijmy od tej pierwszej.
Tygrysica przy naprawdę bliższym poznaniu okazuje się naprawdę ciekawą istotą. Jeśli już komuś zaufa, co jest bardzo ciężkie, staje się zupełnie inna. Nie jest już wtedy wycofana, ani agresywna. Lubi pomagać innym i być potrzebna. Jeśli chcesz szczerej opinii na jakiś temat bez problemu możesz udać się do niej. Tajemnice które powierzysz samicy zabierze ona ze sobą do grobu. Tygrysica ma obojętny stosunek do przebywania z innymi, nie przeszkadzają jej inne tygrysy ale nie przeszkadza jej także samotność. Niezwykła inteligencja oraz odwaga są jej cechami dominującymi, jednakże nie brak jej honoru czy też dumy. Ma swoje zasady którymi kieruje się przez całe życie, nie zmieni ich choćby nie wiadomo co się działo. Do wyznaczonego przez siebie celu będzie dążyła nawet po trupach.
Z drugiej strony jednak do każdego nieznajomego podchodzi z ogromnym dystansem. Nie mówi wtedy za dużo, ani za mało lecz w sam raz. Nie znosi gdy inni wypytują ją o przeszłość. Jeśli padnie takie pytanie to można być pewnym, że Tora zacznie milczeć, nagle zmieniać temat, a w przypadkach naprawdę wyjątkowych zaczyna być agresywna. Sprowokowana stanie do walki, nie boi się śmierci czy porażki. Wie doskonale, że na każdego przyjdzie pora i jest to nieuniknione. Tora mimo tego, że zawsze myśli nad swoimi ruchami czasami zdarza się jej działać pod wpływem chwili czy też impulsu. Bardzo odporna fizycznie jak i psychicznie. Jeśli wie, że ma rację nie będzie się z nią ukrywała. Zwróci uwagę każdemu, nie ważne czy będzie to zwykły szary członek stada czy znacznie przewyższający ją rangą osobnik.
Cechy fizyczne: Ma aż dwie główne cechy fizyczne, wytrzymałość oraz niezwykła skoczność. Nie ma za to jakiejś boskiej siły, bo jest tylko zwykłym tygrysem. Uwielbia się wspinać i tak jak było powiedziane wcześniej skakać. Tygrysica ma bardzo dobry słuch jednak gorzej ze wzrokiem. Oczywiście nie znaczy to, że jest ślepa czy coś. 
Boi się: Bezsilności
Znak/i szczególny/e: Jasnozielone oczy, gęsta sierść, widocznie umięśniona sylwetka i dostojny chód.
Partner: Szuka... A może nie...
Rodzice: Yuma (matka), Sybir (ojciec)
Inna rodzina: Do czego potrzebne są Ci imiona zmarłych?
Potomstwo: -
Inne zdjęcia: -
Historia: Początkowo wiodła spokojne życie gdzieś daleko stąd. Jednak wszystko się zmieniło przez ludzi. Dwunogi zaczęli wycinać drzewa, a w końcu zabijać jej rodzinę i pobratymców. Torze i kilku innym przedstawicielom jej gatunku udało się uciec. Wszyscy ruszyli jednak w innych kierunkach. 
Złote tygrysy: 100.000 ZT
Data dołączenia: 30.10.2016
Właściciel/ka: Mazikeenn (howrse.pl)

Od Seven'a CD Jenn

Delikatny wiatr wprawiał kolorowe liście w ruch, by za moment mogły opaść na wilgotną ziemię. Drobna samica o szarej sierści, stała i przyglądała się polanie. Była naprawdę piękna. Eee... Chodzi mi oczywiście o polanę! Tak... Tylko o polanę.
Jenn świdrowała jakiś punkt na horyzoncie. Jej jasne, a zarazem piękne bursztynowe oczy, dumnie obserwowały bodajże zachód słońca. Nie byłem pewien. Spojrzałem na jej zacięty wyraz pysk. Mój wzrok zatrzymał się na jej czarnej dolnej wardze, która była przygryzana przez jeden z jej kłów, i połowę siekacza. Wyglądała jednocześnie niewinnie przyglądając się już pomarańczowym, promieniom słońca, ale jednocześnie, przypominała mi taką niegrzeczną kocicę. Jej długi ogon podnosił się i opadał, w rytmie jej oddechów.
Między nami, panowała cisza. I nie była to taka przyjemna cisza. Była bardziej... niezręczna? Denerwująca? To chyba były dobre określenia.
Postanowiłem zakończyć ten niezręczny moment.
-To...- nie wiem, ale Jenn chyba też wyczuła, że powinniśmy się do siebie odezwać, bo zaczęła mówić w tym samym momencie. Zachichotała, a ja zaśmiałem się gardłowo, zamykając oczy.
-Mów pierwszy- odezwała się.
Przełknąłem ślinę, wyczuwając gulę w gardle. Teraz nie masz już odwagi, Sev?-zbeształem się w myślach.
-No...- nie wiedziałem jak ugryźć temat.- Nieznamciędługoaleczychciałabyśpójśćzemnąnaimprezęhalloween'ową?
Powiedziałem na jednym wdechu, przez co tygrysica mnie nie zrozumiała.
-Możesz powtórzyć?- zapytała, a w jej oczach zobaczyłem delikatne świeczki.
Wziąłem głęboki oddech, i zacząłem mówić.
-Jenn, czy chciałabyś- oddech. - Pójść ze mną.- Oddech.- Na imprezę.- Oddech.- Halloween'ową?
Starałem się mówić spokojnie, ale serce biło mi niemiłosiernie. Myślałem, że zemdleję, czy coś w tym guście. Pysk samicy, przybrał taki wyraz, że nie potrafiłem go rozpoznać. Połknąłem głośno ślinę, czekając na odpowiedź ze strony samicy.

<Jenn? Przepraszam, że takie krótkie :c.>

sobota, 29 października 2016

Od Raphael'a CD Avalon

Samica za nic nie chciała wyjawić swojego imienia, więc postanowiłem się sam dowiedzieć. W końcu nie jest to wcale takie trudne. Można iść do Alfy, Bety lub innego członka stada i zapytać się o taką rzecz. Zacząłem biec w pobliżu jaskini przywódczyni , była ona rozsądną tygrysicą więc jeśli poproszę poda mi imię tej niechcącej ze mą rozmawiać tygrysicy. A może i właśnie tego nie zrobi, bo nie będzie jej się chciało rozmawiać ze mną na ten temat. Jednak zanim dotarłem do Alfy , zaczął padać deszcz , właśnie wtedy zobaczyłem z lekka ukrytą (może przez te ozdobienia) i piękną jaskinię. Wpadłem tam szybko i zacząłem się rozglądać. Miała sporo półek skalnych a przez nią całą biegła krystalicznie czysta woda, kiedy spojrzałem w górę coś zaczęło świecić. Był to chyba niebieski grzyb takiego dziwnego rodzaju, jaskinia wyglądała wspaniale . Byłem ciekawy czy ktoś już wie o jej istnieniu, pewnie tak...Na końcu jaskini tliło się nie niebieskie a żółte światło. Powoli się tam podkradłem i zobaczyłem tygrysice o zielonych oczach , malowała coś na jednej z ścian. Wyglądało to wyjątkowo uroczo, było to drzewo jesienne któremu opadały liście. Miała talent, nie chciałem jej przestraszyć ani się naprzykrzać jednak...niechcący kopnąłem łapą jakiś kamyk a ona od razu się odwróciła. Warknęła i podchodziła do mnie wolno, jednak wystarczyło jedno , wyszedłem z cienia . Od razu rozpoznała że jestem ze stada, w końcu to chyba ona jest szpiegiem. Kompletnie jej nie znam, pewnie jak ona mnie, tylko z widzenia.
-Przepraszam że Cię przestraszyłem, zaczął padać deszcz no i się tutaj schroniłem. -powiedziałem.
Ona podeszła bliżej i spojrzała na mnie spokojnie.
-Spokojnie Raph, nie jesteś z cukru.-powiedziała szybko i mnie to zdziwiło.
-Skąd znasz moje imię?!-krzyknąłem .
-Znam imiona wszystkich, w końcu jestem szpiegiem.-zaśmiała się.-No i też jestem ciekawska.
-No, to wszystko tłumaczy. O , a jak Ty mas zna imię?-zapytałem.
-Xena...-mruknęła.
Wpadł mi do głowy nie głupi pomysł. Zapytałem ją czy zna tę samicę co z nią rozmawiałem , opisałem ją dość dokładnie i dodałem charakterek.
-To bardzo proste....a jednak zastanawiające, z wyglądu przypomina mi Avalon a z charakteru z lekka Azirę i Avalon.-podsumowała.
-To musi być Avalon, jestem pewien że tak właśnie się nazywa! Pasuje do niej, dzięki Xena. -podziękowałem i wystrzeliłem jak z rakiety, nie patrząc czy pada deszcz czy nie. Jednak padał, więc wszedłem na jedno z drzew i zacząłem się rozglądać. Tak, od tak podziwiałem naturę. Po kilku minutach , gdy deszcz przestał padać udałem się na poszukiwania Avalon. Niestety znów zaczęło padać, zrezygnowany i wkurzony na panującą porę roku udałem się na trening o którym mówił Kayun.
*Na drugi dzień*
Było już południe, kiedy podczas spaceru natknąłem się na Avalon-tak dobrze zapamiętałem jej imię. Kiedy przeszła obok mnie obojętnie w dodatku zakrywając się łapą rzuciłem oschłe:
-Cześć Avalon.

<Avalon?>

Od Nosferatu CD Xeny

Nie wiem czy ktokolwiek się ze mną zgodzi, ale najgorsze jest to poczucie bezsilności, uczucie, które ma nad nami większą władzę niż my sami. Przez nie, nawet gdybyśmy chcieli coś zrobić nie możemy. To uczucie zdawało nam się śmiać prosto w twarz z głosem, którego ton jest przepełniony szyderczością, poczuciem własnego zwycięstwa, pewnego rodzaju triumfu, mówiący bez ogródek "Widzisz? Nie możesz  nic zrobić! Ha! Jesteś słabeuszem, nic nie wartym pędrakiem, który nie ma już szans, by się przepoczwarzyć. Teraz patrz jak niszczę ostatnią nadzieję jaka Ci pozostała!". Być może istnieje jakieś wymyślone przez Einstaina czy innego tam Teslę lekarstwo, które zwiększa poczucie własnej wartości i pomaga nam przezwyciężyć to szydercze uczucie bezsilności. Ja osobiście jeszcze do niego nie dotarłem chociaż cały czas idę na przód.      
~*~
Pustka...
To jedno słowo określało pozycję mojego umysłu, który zagadkowo przestał ze mną współpracować. Nie mogłem znaleźć żadnego słowa, które by pasowało do sytuacji, w której właśnie się znalazłem. Niezręcznej, oczekującej ode mnie odpowiedzi na bardzo osobiste pytania sytuacji, która była przez chwilę przepełniona grobową ciszą i jakoś ani ja, ani Xena, nie kwapiło się by tę ciszę przerwać. W moim umyśle uaktywniły się wszystkie szare komórki i zaczęły pracować na najwyższych obrotach. W jednym momencie zacząłem myśleć o rzeczach, o których wcale nie chciałem, a może uważałem, że nie chce, rozważać. Przypominałem sobie wszelkie słowa, uczucia zawarte w słowach, które mówiłem i właśnie to było takie straszne. Każda moja wypowiedź, która została usłyszana przez kogoś od czasu, kiedy pierwszy raz postawiłem łapę na terenach Stada Tygrysiego Pazura zawierała w sobie nutkę chłodu i jakby się dobrze wsłuchać można było usłyszeć stukające o siebie kostki lodu. Nigdy nie chciałem by tak było.
- Powiedz mi, co Ci się wtedy stało? Upadłeś tak bezwładnie i gwałtownie. Nie chcesz drążyć tego tematu, wiem... Jednak myślałam na początku że stroisz sobie ze mnie żarty. Chciałam wiedzieć, dlaczego wtedy straciłeś przytomność. - z zamyślenia wyrwała mnie wypowiedź tygrysicy. Oparłem swołą głowę o podłoże, czyli o moje łapy, i spojrzałem wymownie w oddal, czyli w las znajdujący się za wyjściem z jaskini. Nie chciałem opowiadać o tej krępującej mnie sytuacji, która mogłaby wywołać salwę śmiechu u mojej towarzyszki. Miałem pewne wyrzuty sumienia, które nękają mnie od czasu, kiedy Xena rozpoczęła rozmowę. Po pierwsze zupełnie mimowolnie pokazałem swój wewnętrzny smutek, który towarzyszył mi od czasu kiedy obudziłem się z tego snu. Po drugie chciałem na kimś wyładować wewnętrzną frustrację, która mnie przepełniała, ale nie chciałem na nikim... żywym. Chciałem sobie wziąć za ofiarę jakiś kamień czy kępkę zielonej trawy.
- Po prostu bół psychiczny nie był to wytrzymania i doszło do pewnego rodzaju zwarcia. Nie mogłem wytrzymać tego napięcia, dlatego straciłem przytomność. - odpowiedziałem kłamiąc w żywe, zielone oczy. - To wszystko. - dodałem Wiedziałem, że tygrysica nie uwierzyła w to kłamstewko, ale nic nie powiedziała. Najwyraźniej zdała sobie powagę z sytuacji. Podeszła do mnie i położyła się metr dalej.
- Jestem zmęczona. To wszystko. - powiedziała jakby na swoje usprawiedliwienie. Nie odpowiedziałem. Nadal myślałem o Arsinoe... Jednak postanowiłem zrobić coś nieoczekiwanego. Coś co może w końcu zatrze dawne rany i rzuci mnie w wir nowego życia.
- Xena, chciałabyś pójść ze mną na... imprezę Halloweenową? - spytałem nieoczekiwanie i spojrzałem na tygrysicę.

<Xencia?>

Od Noah'a CD Xeny

Nie no super nie ma to jak otwierać się przed kimś po czym uświadamiasz sobie jaki błąd popełniasz. Wiem,ze kobieta zmienna jest ale żeby współczuć nagle przywalić Ci w pysk a za chwile wtulać się i przepraszać. Byłem taki skołowany byłem zmieszany,nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Bo w sumie otwierając się przed nią poczułem ulgę. Kiedy mi przywaliła wściekłem się i chciałem odejść bez słowa gdyż jej nie oddam. Ale potem się przytuliła i popłakała. Na prawdę idzie zwariować niby taka wesoła zawsze a tu proszę. Zdziwiło mnie,ze ktoś mi współczuje. Poczułem,ze ona nie ma mnie w szanownej tak zwanej d*pie. Westchnąłem i przytuliłem ją po czym i mi kilka łez spłynęło po policzku. Nie wiem może to głupie i bezsensu ale pierwszy raz myślałem,że ktoś mnie rozumie. Że komuś nie jestem tak bardzo obojętny. Nie nie mogłem aby ta chwila słabości trwała ani sekundy dłużej
-Już okey ... -szepnąłem odsunąłem się i zamoczyłem cały pysk w rzecze po czym otrzepałem się. Jej wzrok był nadal wbity we mnie uśmiechnąłem się do niej sztucznie
-Wiem,że to wymuszony uśmiech
-Z jednej strony cieszę się ze nie masz mnie w d*pie
-A z drugiej ?-spytała mocno zaciekawiona
-Cóż nie chce Cię mieszać w moje życie i uczucia
-Co masz na myśli .. ?
-To chore ale nie przywiązuj się tak bardzo do mnie
-Bo ?? co odejdziesz ?
-Bo ja nie chce aby ktoś mnie powstrzymywał
-Przed dalszym zabijaniem!! -krzyknęła
-Ehhh .. do póki nikt nie zaatakuje stada nie będę zabijał. Chyba,ze jakiś człowiek tu wtargnie.
-Nie boli Cię to,ze nie wiem nie założyłeś nigdy rodzinny ?
-Nie .. to był mój wybór .. aby przekładać zemstę ponad inne uczucia i pragnienia
-Zabijałeś niewinnych ludzi ..
-Zabijałem ludzi z tych plenom co zabijali ..
-Skąd to wiesz ?
-Bo tam wiedza jest z pradziada na dziada z ojca na syna ..
-Czyli co nadal zemsta nad uczucia ?-szepnęła ..
-Jestem za stary na miłość .. na rodzinę z resztą .. kto by chciał kogoś takiego jak mnie. Moje dzieci miałby przerąbane bo bycie potomstwem ludobójcy nie jest proste
-Skąd wiesz ?
-Nie oszukujmy się dzieci poznają historie rodziców .. albo gardzą albo biorą przykład .. neutralność raczej jest nieczęsto spotykana ..
-A kochałeś kiedyś ktoś Ci się podobał ?
-Czemu tak Cię to interesuje
-Po prostu ?
-Była piękna biała w brązowe pręgi na imię miała Shiba rozmawiała ze mną bo tak jak wszyscy marzyła o wolności była dziecięcą miłością ale jej życie zostało skrócone i pełni role dywanu u kogoś ...

<Xena>

Od Armor King'a CD Aziry

No, z początku tygrysica wydawała mi się zamknięta w sobie bo tylko kiwała łbem w odpowiedzi na moje pytania. Jednak swoje imię wypowiedziała z dość pogodnym tonem co mnie pocieszyło. Myślałem że jej się naprzykrzam, jak później się okazało ...było tak. Ponieważ jej mina mówiła wszystko, ciągle się obracała i nie miała chyba zbytnio humoru na rozmowy. Chciałem się już od niej odczepić, jednak ja tak szybko nie daje za wygraną. Na moje następne pytanie już przewróciła oczyma co mi się nie bardzo spodobało. Szczerze nie wiedziałem o co jej chodzi, była taka zadumana no i strasznie małomówna. Spoglądałem ciągle na jej ruchy, chciałem zachęcić ją do rozmowy ale wtedy sobie poszła. Jednak nie odeszła daleko, ułożyła się na brzegu i spoglądała w niebo . Ja nie zareagowałem na to, nie byłem zmęczony i nie miałem chęci się z tond ruszać, w końcu nie odpuszczam tak łatwo. Spojrzałem też w stronę nieba, rzeczywiście dziś było widać sporo gwiazd. Na szczęście nie padało, chłodny wiatr dominował w tej porze nocy. Na paru liściach zauważyłem białą powłoczkę zwaną mrozem. Tak, to jest jesień, lecz niedługo nadejdzie zima, i to szybciej niż się spodziewamy. Nagle usłyszałem plusk, Azira wstała z miejsca i weszła do jeziorka ...jaki miała w tym cel , tego nie wiem. Jednak mi ten pomysł też się spodobał, pośpiesznie wstałem z miejsca i zmierzałem w stronę samicy powolnym krokiem rozglądając się. Tygrysica westchnęła cicho mając dość mojego towarzystwa. Kiedy wszedłem bez wahania do jeziorka i stanąłem na przeciw niej usłyszałem jak burczy jej w brzuchu. Ona spojrzała się za siebie zawstydzona a ja uśmiechnąłem się przenikliwie. Na 100% doskwierał jej głód a nie chciało jej się polować bo byłem w pobliżu, właściwie to postanowiłem z tego skorzystać. W końcu czemu by nie, na polowaniu nie trzeba rozmawiać, a wręcz przeciwnie lepiej wcale nie rozmawiać bo spłoszy się zwierzynę. Mniejsza o to, teraz trzeba to jakoś ująć. Mruknąłem pod nosem i wyszedłem z wody. Ona pewnie miała nadzieje że już sobie pójdę, jednak ja szybko to rozwiałem:
-Jeśli nie masz chęci na rozmowę, to co powiesz na nocne polowanie? W końcu tak samo jak Tobie , przyda mi się zwierzyna. Można powiedzieć że późna kolacja lub wczesne śniadanie . Co Ty na to?
Przy końcu spoważniałem, jak to zwykle ja. Usiadłem i czekałem na jej odpowiedz, wyszła z wody z małą niechęcią ale jednak podeszła do mnie. Zmusiła się chyba na mały uśmiech, ja nie musiałem się raczej uśmiechać...bo nie miałem po co aktualnie. Jej uśmiech szybko zszedł z pyska...nadal czekałem na jej odpowiedz...

<Azira? Idziemy na polowanko?>

Od Xeny CD Noah'a

Nie potrafiłam zrozumieć tego wszystkiego no i dać mu do zrozumienia że nie wszyscy ludzie tacy są. Przykładem może być moja Christine która uratowała mnie i moich braci, gdyby nie ona pewnie byśmy zginęli. Jej rodzice byli i mam nadzieje że są bardzo dobrymi ludźmi, a ci co zniszczyli moje stado nie mieli rozumu. W końcu nie wiedzieli co robią, jak może się to skończyć. Pomyśleć że tak często jak moja pani oglądała telewizję to leciały te durne wiadomości których zwykle nie lubiłam lecz czasami mnie zaciekawiały. Co do wiadomości, słyszałam czasem że jest coraz mniej tygrysów, że przez ludzką głupotę Nasza rasa może wyginąć jak np. jakieś pojedyncze podgatunki. Tak, denerwowałam się wtedy bardzo słysząc takie rzeczy jednak Christine zawsze mnie uspakajała, co innego Armor King który zawsze wychodził wtedy z domu bez pozwolenia i biegał gdzie popadnie , uderzał w co popadnie by tylko rozładować swój gniew. Bo jego gniew nie poskromi ręka ludzka a jedynie wycieńczenie i walka z samym sobą. To wszystko przypomniało mi się od tak...choć wiedziałam że przez ludzi moje życie potoczyło się inaczej to nie miałam żadnej chęci zemsty. Nie wiem czemu, jedynie co Armor czasami wspominał iż ciągle o tym myśli i nie potrafi zapomnieć. Jednak chyba tutaj o to chodzi, nie zapominajmy o tych co odeszli z tego świata...mimo że odeszli w sposób tragiczny. Teraz mają spokój, nie muszą się męczyć na tym pełnym pułapek świecie, patrzą na Nas z góry dowodząc swoim stadem jak za życia. Tylko to stado jest dla wszystkich zmarłych tygrysów, które nie mają miejsca w niebie. Kiedy Noah wpatrywał się w moje tryskające zielenią oczy, ja wsłuchiwałam się w jego opowieść. To o to chodzi, on nie trafił na takich ludzi jak ja, teraz wiem że miałam szczęście w tamtej chwili. On nie przeżył to tak mało drastycznie jak ja, ja byłam wychowywana przez ludzi którzy na wszystko mi pozwalali i w dodatku pieścili mnie jak tylko mogli , oczywiście aż do czasu. A on był katowany przez ludzi, poniżany...trafił na osobnika rasy ludzkiej nazywanego: ,,Diabłem'' . Jak dla mnie najgorsze było to że nie pamiętał swoich rodziców, to nęka wiele osobników, jak ja się cieszę że pamiętam charakter i wygląd obojga rodziców. Mój ojciec był wielkim wojownikiem, dowódcą stada , zawsze wiedział co i jak i nikt mu nie podskakiwał. Nie wiem może za bardzo się go bali, bardzo twardo stąpał po ziemi jednak czasami gdy daliśmy mu spokój siedział przed wodospadem i wysłuchiwał wszystkich dzięków a czasami nawet śpiewał...Charakterem był bardzo podobny do Armor King'a, to pewnie dlatego odziedziczył po nim część imienia, tak mój ojciec zwał się Armor, jak dla mnie było to bardzo twarde imię. Był jednak dobrym ojcem, znajdywał dla Nas czas nawet wtedy gdy go nie miał. Za to go kochałam i nadal kocham, pocieszał w trudnych chwilach a gdy było trzeba bronił każdego przed losem , nawet wroga lub nieznajomego. Dlatego każdy kto go znał miał do niego wielki szacunek . A co do mojej mamusi, była delikatną i cichą osobą jednak w czasie zagrożenia potrafiła pokazać sporawe pazurki. Miała wielkie serce i dobrą gadane, była inteligentną samicą dlatego nie tylko była samicą Alfa ale też głównym strategiem. Mojej mamie nie była obca wojna i walki, ponieważ wywodziła się z rodu Aresa -był to mój pradziadek (po prostu miał tak na imię) , jak samo jego imię mówi był wojownikiem na wielką skalę, wygrywał każdą wojnę i nie wahał się poświęcić czyjegoś życia w wojnie. Był z lekka oschły , jednak zmarł śmiercią naturalną ze starości. Co do mojej mamy, miała na imię Melody, to imię bardzo mi się podobało...było takie piękne i wdzięczne. Kojarzyło mi się z muzyką, było to bardzo trafne imię dla mojej mamci. Kiedy zapadała noc ona nuciła nam piękne piosenki na dobranoc, miała wręcz niemożliwie uroczy głos. Jak anioł, który jest przy Tobie w dzień i w noc by Cię chronić od zła tego świata. Tak, taka było moja mama , pełna wdzięku i piękna, właśnie tak ją zapamiętałam i bardzo się z tego cieszę. Moje myśli ostatnio bardzo się rozwijały, ciągle o czymś myślałam, może nastały właśnie takie dni w których wspominamy swoich bliskich zmarłych i tamtejsze życie. A może tylko ja tak rozmyślam...Kiedy usłyszałam jak Noah był katowany przez Willa za młodu , zwiesiłam uszy. Musiał być to nienormalny człowiek, który nie miał serca...ale nawet najgorszym wrogom się wybacza. Nosiciel tygrysich futerek, już za to powinien siedzieć w więzieniu do końca życia, jednak skończył jako karma dla jednego z nich. Jakim prawem ten człowiek robił takie rzeczy i miał dostęp do zabijania naszej rasy, naszego gatunku. Może to o nim mówili wtedy w wiadomościach, może i on przyczynił się do stopniowego zanikania tygrysów. Rozumiem nienawiść tygrysa do tego człowieka, jednak jeśli go zabił to po co mści się na reszcie ludzkości? W końcu oni się do tego raczej nie przyczynili, Will zawinił swoją nieludzką postawą. Zabierając młode matką wykazał się wielkim idiotyzmem, już same matki tych tygrysków powinny mu wydrapać oczy i włożyć głęboko do gardła by widział jak inni rozdzierają go od środka. Jednak to też nie byłoby mądrą postawą, ludzie mają nad nami przewagę którą zwą ,,bronią'' , nie każdy jednak ją posiada. Ja na miejscu Noah'a zastanowiłabym się czy go zabić czy nie...a jeśli już miałabym to zrobić to...robiłabym to powoli. No oczywiście gdyby zależało mi na jego śmierci i cierpieniu, on zakończył to jednak w szybki sposób. Ale ta drżąca ręka może dowodzić o tym że posiadał jakiekolwiek uczucia i serce, lub bał się to zrobić. Wahał się, by wychowywał go dość brutalnie przez całe jego życie a później chciał go zabić. A co jeśli nie miał wyboru, a co jeśli był ktoś inny kto pociągał za sznurki. A Will był jego laleczką, która wykonywała jego rozkazy by nie zginąć. Wszystko jest teraz możliwe, ludzie zabijają innych by nie zostać zabitymi. Właściwie to słyszałam takie dziwne motto pewnego tygrysa: ,,Zjedz wszystkich zanim wszyscy zjedzą Ciebie. '' To okropne , ohydne i okrutne jednak z lekka to motto niosło za sobą prawdę. Taki jest Nasz świat, jesteśmy tylko laleczkami w rękach innych, laleczkami w racach Boga (Bogów). Jednak zdziwiło mnie też to że Will nie domknął kłódki , może chciał odejść w spokoju żeby po jakimś czasie Noah skapnął się i stąd uciekł, a może był po prostu zagubiony lub mało inteligenty. Tak, to prawda...miał dużo szczęścia . Bo pewnie gdyby go nie zabił, nie rozmawialibyśmy sobie teraz i...nie spotkalibyśmy się nigdy. Tak, nie poznałabym Noah'a i nie wpakowałabym się w kłopoty. Ma to dobre jak i złe strony, jednak nie zważam na te dobre. Bo , teraz jak tak myślę to nie wyobrażam sobie tej chwili w której by go nie było. Mimo to, na szczęście udało mu się ujść z życiem, z resztą tak samo jak mi. O mało co nie zabiłabym się z bratem spadając z góry, mieliśmy małe szanse na przeżycie, jednak nadzieja Nas nie opuściła , no i fart. Niestety szczęście ma to do siebie że jest przelotne. Jednak tamto szczęście to było co innego, on od zawsze walczył o swoje życie, aj tylko w dwóch momentach ....Nadal będę się dziwiła jak mógł sobie przysiądź że będzie się mścił na ludzkim gatunku, w końcu nie zabije wszystkich. A najgorsze jest zabijanie tych niewinnych, jeśli chodzi o zabijanie tych co przyczyniają się do wyginięcia tygrysów to z miłą chęcią takich by się dopadło, Armor King na 100% zgłosił by się na ochotnika. Ale żeby tak ludzi którzy nie mają pojęcia o co chodzi , tych którzy nie są w to wmieszani?! Jak można! Mimo wszystko co zrobił, w głębio duszy czułam że Noah miał wielkie serce...bo gdyby go nie miał nie uwolnił by tamtych tygrysów. Smutne i beznadziejne było to iż po prostu bał się mieć rodzinę. Mimo że pewnie już kogoś pokochał...bał się z nią być i mieć młode, bał się przedłużenia swojej lini rodowodowej co było dla mnie...naprawdę smutne. Chciał zaskoczyć ludzi, nie miał nic do stracenia, jedynie co to własne życie o które za bardzo nie dbał. Jednak wykazał się głupotą robiąc wszystko to co robili ludzie, mordował dorosłych, kobiety i dzieci co było dla mnie chore. Byłam jednocześnie na Niego wściekła, jak i współczułam mu ....chciałam już na niego warknąć , lecz kiedy zobaczyłam jak spuszcza głowę, uroniłam łzę która kapnęła na jego ucho , ponieważ się nad nim nachyliłam. Nie mogłam uwierzyć że był w stanie wymordować tyle dzieci i ogółem niewinnych ludzi , którzy nie mieli nic z tym wspólnego. Moje małe serduszko się miotało, nie wiedziałam co zrobić. Jednak wygrała wściekłość i niedowierzanie, ponieważ gdy tylko samiec podniósł łeb i spojrzał w moje oczy, walnęłam go łapą w pysk (niezbyt dotkliwie, ponieważ nie chciałam go skrzywdzić a dać jedynie do zrozumienia pewną rzecz) . Kiedy zorientował się co właśnie zrobiłam, dotknął swojego policzka łapą, otworzył pysk i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Wcale mu się nie dziwię, bo samica która właśnie uroniła łzę słysząc jego historię z życia wziętą, jego przeszłość właśnie dała mu w pysk. Co do mojej wściekłości , te mieszane uczucia nieźle mnie zbulwersowały. Kiedy tak na mnie patrzył , popłakałam się i szybko przytuliłam go , wiedząc że moje zachowanie nie było zbyt przemyślane.
-Przepraszam, ale musiałam.....
Wyszeptałam, wtulona w jego futro, mimo wszystko on również mnie przytulił i to dość mocno, jakby nie chciał mnie puścić. Poczułam jego łzy... na mojej sierści. W końcu moment był łzawy.

<Noah, wiem że dołożyłam do pieca XD>

Od Xeny CD Nosferatu

Feratu nie wyglądał najlepiej, jego głos prawie wcale się nie zmienił choć jednak...drżał co parę sekund. Lecz w jego oczach zauważyłam zmianę gdy tylko na nie spojrzałam...wyglądały tak jakby za chwilę miały popłynąć z nich dwie rzeki upragnionych łez, a choć porównanie to nie jest zbyt trafne to wydawało mi się to bardzo możliwe. Był czymś przybity, jego wyraz pyska tego nie okazywał, ukrywał coś przede mną ,czego nikomu jeszcze nie miał okazji powiedzieć. Nie znałam go aż tak bardzo, jednak zdziwiłam się że jeszcze nie podzielił się ze mną tą smutną myślą, którą gdzieś tam trzyma w tajemnicy i ukryciu. Pewnie nie ufa mi jeszcze na tyle by mi to zdradzić, choć jakby nad tym tak dobrze pomyśleć to zawsze zaufanie opiera się na długiej, raczej silnej dość znajomości. W końcu to właśnie jego poznałam tutaj jako pierwsza, on pokazał mi tereny i zaprowadził do Alfy, tego pięknego stada. A choć wiedziałam że znajduje się tutaj jakaś grupka tygrysów nie byłam niczego pewna, to dzięki niemu tutaj jestem. Nie znamy się krótko, minęło w końcu już parę dobrych lat...Jestem już starsza i można powiedzieć iż mądrzejsza, sumiennie spełniam swoje obowiązki w stadzie i podoba mi się tutaj. Tak szczerze , kocham Stado Tygrysiego Pazura i gdybym się tak dobrze zastanowiła nad swoją przyszłością ...To nie wiem co bym teraz robiła, no i gdzie bym się podziała(gdybym tutaj nie trafiła)? Nie będę zadręczać swojej głowy takimi problemami, bo ważne jest to co jest a nie to co by było lub to co będzie, liczy się ta chwila w której akurat patrze na niego i kompletnie nie wiem co powiedzieć bo zastanawiam się nad czym innym. Widzę że Feratu nie wygląda za dobrze, jednak nie jest w żadnym złym stanie. Nie cierpi fizycznie, przypomina mi to raczej ból psychiczny (który jak dla mnie bardziej rani, najdłużej boli, no i czasami nawet się nie goi), ponieważ aktualnie by się do mnie z lekka uśmiechnąć wbił pazury w posłanie na którym leżał. Spojrzałam na niego z troską, jakby to matka patrzyła na swojego niezdarnego ( XD Heheszki) dość syna który przed chwilą odwalił coś niezbyt niebezpiecznego ale jednak nierozsądnego i niespodziewanego. Tak, to było dobre porównanie , przynajmniej z mojej perspektywy. Dziwiło mnie to że próbował być bardzo poważny i starał się ukryć jakieś uczucia...którymi właśnie się kierował. Jak ja śmiejąca się z poszkodowanego brata za młodu, kiedy przeszkodził ojciec krzyczałam do reszty : ..Kamienna twarz''. No i wtedy zawsze byliśmy tacy poważni a kiedy ojciec poszedł ... to nadal wpadaliśmy w ten nasz szatański śmieszek . Ale to przeszłość, no i nie wydaje mi się żeby Feratu przed chwilą się śmiał. Raczej szarpały nim negatywne emocje, nie wiem w jaki sposób, ale przeczuwałam to, a choć nie miałam pewności zdałam się na swój instynkt chcąc wycisnąć od niego jakieś informacje. Jednak trzeba było zacząć powoli. Po zadanym pytaniu(tak ciągle myślałam i jeszcze na nie nie odpowiedziałam) zaczęłam się zastanawiać nad odpowiedzią dopiero teraz, ale nad taką która miałaby sens i byłaby w 100% prawdziwa. A że byłam z lekka zmieszana tą całą sytuacją nie czepiając się już tematu walki z niedźwiedziem....(ponieważ byłam po tym zmęczona ) po prostu wydukałam:
- Ja chciałam się upewnić, że wszystko jest z Tobą w porządku i się dowiedzieć co Ci doskwiera...
Może wydawać się że szeptałam, bo w końcu nie wiedziałam jak odpowiedzieć na to poważne dość pytanie. Nie dał mi jednak dokończyć ponieważ kiedy na niego spojrzałam uniósł brew co z lekka mnie rozśmieszyło i znów zaczął przypominać mi starego (nie chodzi o wiek XD) Feratu. Jego oczy były już mniej przepełnione smutkiem niż kiedy weszłam. Wiedząc że rozmowa pomaga , dodałam z uśmiechem, jednak spuszczając łeb:
- Och, no dobra. Chciałam Cię zobaczyć i upewnić się, że w ogóle żyjesz.
Jednak tak naprawdę wydawało mi się że to wygrałam bo poprawiłam mu nastrój , to było dla niego ważne że ktoś o nim myśli. Takie miałam przeczucia, bo i ja bym się cieszyła gdyby ktoś do mnie przyszedł po takiej małej ,,katastrofie'' no i wydukał mi takie coś. Z przemyśleń wyrwał mnie głos samca:
-Nic mi już nie jest.
Który próbował wstać i do mnie podejść, jednak ja podbiegłam do niego i spojrzałam srogim wzrokiem który mrozi krew w żyłach. Wiem że czuje się już lepiej, ale dla swojego dobra powinien się jeszcze wykurować.
-Wiesz, dobrze że czujesz się lepiej. Bardzo się z tego cieszę, ale wolałabym gdybyś sobie jeszcze tutaj trochę posiedział niż na drugi dzień znów tutaj leżał. Rozumiesz, może i czujesz się na siłach ale jestem pewna że jeszcze nie do końca. Nawet jeśli nie jest to ból fizyczny, tylko psychiczny...to powinieneś to sobie przemyśleć by Cię nie nękało, daj sobie czas..
On westchnął tylko głośno zamyślając się, spuszczając głowę myślał nad czymś intensywnie, tak jak ja mu radziłam. Cieszę się że nie buntował się i nigdzie mi nie uciekł, no bo bądźmy szczerzy zdarzały się takie przypadki znając życie. Przyjął to chyba pozytywnie bo ze spokojem, przez parę minut się do siebie nie odzywaliśmy. Ja stałam, nie siedziałam...stałam choć byłam zmęczona i wykończona tym wszystkim . Ziewnęłam cichutko wydając z siebie cichy i nietypowy pisk po czym zakryłam pyszczek łapą. Po paru chwilach zaraziłam i samca ponieważ również ziewnął przeciągle i nawet przetarł łapą oko. Ja uśmiechnęłam się i położyłam obok samca który spojrzał na mnie zdziwiony.
-Przepraszam, ale jestem zmęczona...
Znów ziewnęłam a oczy zaczęły mi się kleić . Podczas walki uderzyłam w drzewo a potem dostałam ciałem Alfy...z jednej strony cieszę się że byłam jej tarczą...Jednak ból głowy nie opuścił mnie tak łatwo, boli nadal tylko nie chcę tego okazywać. Będzie to po prostu spory guz i nic więcej, w końcu przez chwilę kręciło mi się w głowie. Nie doznałam raczej...mam nadzieję jakiegoś mocnego wstrząsu. Trzymam się i tyle...A choć Ana wyraźnie kazała mi iść odpocząć ja udałam się tutaj...Właśnie , przypomniałam sobie rozmowę z Alfą i jej pytania. Postanowiłam zadać pewne tygrysowi:
-Powiedz mi, co Ci się wtedy stało? Upadłeś tak bezwładnie i gwałtownie...wiem że nie chcesz zapewne tego drążyć. Jednak myślałam na początku że stroisz sobie ze mnie żarty...i chciałabym wiedzieć, czemu straciłeś przytomność ?
Łeb położyłam na swoich łapach patrząc prosto na wyjście od jaskini, było już dość ciemno , zimno i mokro. Po pierwsze było po 19 a już zrobiło się ciemno, chłodny wietrzyk wpadał co chwile do jaskini no i słychać było jak pojedyncze kropelki deszczu uderzają o podłoże. Tak, to właśnie uroki jesieni, niektórzy jej nienawidzą, inni mają dość takiej pogody. Mimo to ja nie narzekałam, ponieważ lato jest dla mnie też czasami zbyt upalne i szczerze w nim nie gustuje. A jesień, wtedy to właśnie są dorodne plony, deszcz ożywia rośliny a te piękne kolorowe liście spadają z drzew . To właśnie w tę porę roku mogę chodzić po kolorowym dywanie z liści , czuję się wtedy bardzo spokojnie. Można powiedzieć że kocham jesienne kolory, choć wiosną kwitnie wiele kwiatów które mają setki kolorów, dla mnie jesień również jest wspaniała. Co prawda, czasami daje nam w kość . Lekki katar, czasami chrypka w gardle lub poczucie oziębienia, te ciągłe deszcze. Jestem pewna że Ci co tak narzekają na jesień , będą płakać gdy nadejdzie zima. Te święta, śnieg. Właściwie chyba wolę zimne klimaty od bardzo ciepłych. A co do świąt, w jesień jest ich również kilka a choć nie są takie ważne dwa się stykają w pewien sposób. Hallowen- dość stare święto potworów które przypada na noc z 31 października na 1 listopada . No i Wszystkich Świętych, nie zapominając o Zaduszkach- są to święta ku czci wszystkich zmarłych , przypadają one 1 i 2 listopada. No ale mi się o tych świętach przypomniało, przynajmniej załapię się na Hallowen w najbliższym czasie, pomyśleć że to tylko jeszcze klika dni. A ja jeszcze nic za bardzo nie zaplanowałam. A co do Wszystkich Świętych, Armor King i ja pewnie przesiedzimy go samotnie, przy wspomnieniach o rodzicach, ciotkach i wujkach, dziadkach i kuzynach. A choć ich życia płomień już zgasł, to myśli o nich są przecież w Nas. Tak, jest to cała prawda ponieważ jedyne co mogę dać swojemu tacie w prezencie jest znicz w kształcie serca:
Jednak ciała moich bliskich spoczywają gdzieś na terenach Naszego(mojego i Armor'a) kochanego stada z młodości, zwało się ono Stadem Night Melody , kochałam je...jak i kocham to stado. Tak, brakuje mi tamtych chwil, jednak wiem że nie zapomnę dni, miesięcy spędzonych tam w towarzystwie kochającej rodziny. Właśnie wtedy uroniłam łzę, pojedyncza i ciepłą...płynęła po moim policzku i gdy była blisko celu ja przetarłam pyszczek łapką nie dając nic po sobie poznać.
Mając na wpół zamknięte powieki ciągle zbierało mi się na jakieś myśli, wspomnienia. Ponieważ Feratu ciągle zastanawiał się jak to ująć, znaczy...szczerze wątpiłam iż będzie w stanie mi to jakoś wyjaśnić. Jednak czekałam cierpliwie na jego odpowiedz, bo wiem że potrafię wysłuchać.

<Nosferatu, nareszcie z lekka się rozpisałam C'>

Od Dakoty CD Kayuna - Halloween cz.1

Moja matka postanowiła, że każdy tygrys będzie musiał wziąć kogoś do pary, nie musiało to oznaczać, że są na prawdę razem. Na przejściu będzie stała moja matka i Xena, aby sprawdzać bilety. Ja nie będę miała biletu, bo jestem alfą. Już wiedziałam z kim pójdę. Był to mój ukochany - Kayun. Postanowiłam przejść się na spacer. W oddali zobaczyłam jakieś pole. Było całe pomarańczowe. Wiedziałam tylko, że na pewno należy do ludzi. Podeszłam do pola bliżej... cały teren porastały duże i ładne dynie. W tych stronach ludzie często siali dynię na Halloween i chętnie je obchodzili tak jak my. Gdyby rosły one blisko jakiegoś domu lub osady nigdy bym nie podeszła, ale ludzi tu nie było, więc postanowiłam skorzystać i zabrałam dwie dynie. Zawsze mogłam tu przyjść i wziąć więcej. Postawiłam je w mojej jaskini. Zastanawiałam się jak mam je wyciąć. W jaskini nie miałam nic ostrego, spojrzałam w dół i zobaczyłam moje ostre pazury. To było rozwiązanie tego problemy. dobrze się nimi posługiwałam i chwilę później miałam już skończone dynie. Na jeden z nich widniał tygrys, a drugi był tradycyjny, a zarazem ludzki, czyli normalna twarz. Z tego, że lubiłam straszniejsze dynie taka właśnie ona była. Nagle słyszałam jak ktoś coś toczy. Spojrzałam na wyjście do jaskini, był to Kayun i toczył dwie duże dynie. Zatrzymał je przede mną i powiedział.
- Ładne?
- Tak, ale spójrz za mną...
Wzrok samca powędrował za mną. Na początku nie wiedział o co mi chodzi, ale po chwili zorientował się, że miałam już dynie.
- Ale te zrobimy razem. Uśmiechnął się
Także się uśmiechnęłam i wzięliśmy jedną dynię i zaczęliśmy ją wycinać. Za chwilę na dyni widniał napis "Happy Halloween" a w około niego nietoperze i inne ozdoby. Potem zrobiliśmy stroje. Kay faktycznie miał racje, że w tym kostiumie był jak nie on, ale to w końcu Halloween. Ja natomiast przebrałam się za czarownicę. Kapelusz był duży i ostro zakończony. Sukienka była z przodu krótka, a z tyłu długa. Był to dobry pomysł, bo dzięki temu lepiej się chodziło. Na łapach miałam jakby bolerko, ale nie było do niego podobne. Nie wiedziałam jak to można było nazwać.



~Dzień później~

Nadszedł dzień imprezy. Jednak będzie ona dopiero wieczorem. Mieliśmy czas na przygotowania i tym podobne.

<Kay? Pamiętaj my nie potrzebujemy biletów XD>

Halloween cz. 2

Postanowiłam przedłużyć konkurs, aby każdy napisał jak najwięcej opowiadań i jak najciekawsze! Będzie trwał do 10 listopada!

Wprowadziłam też jakby małe zmiany. Takie jak:
1. Aby wejść na imprezę trzeba mieć BILET, będzie go można zdobyć u Alfy [czyli u mnie]. Trzeba pójść i zapisać się na listę uczestników. Trzeba o tym napisać w dniu imprezy. Przed bramką Alfa i jej pomocniczka, czyli Xena będą sprawdzały bilety, więc o tym też trzeba napisać. 
2. Można brać zdjęcia kostiumów nawet jeśli są przedstawione na ludziach...

Prosiłabym, aby każda osoba która to przeczytała dała znać w komentarzu ponieważ ta pierwsza informacja jest bardzo ważna i żeby później nie było, że nic o tym nie mówiłam.

~Alfa Anaksunamun

Od Noah'a CD Blue

Chwile myślałem nad odpowiedzią lekko zbity z tropu. Rozejrzałem się po czym zerknąłem na drogę w lesie prowadzącą nad rzekę.
-Chodź .. -mruknąłem stanowczo po czym ruszyłem
-Przeszkadzam Ci prawda ?
-Skąd ten pomysł ?
-Bo twój ton i podejście do mnie ..
-Daj spokój taki już jestem ale nie wadzisz mi bardzo .. odzwyczaiłem się nieco o towarzystwa i to tyle
-A dokąd zmierzamy ?
-Nad rzekę raz chce mi się pić dwa muszę się nieco rozbudzić.
-No dobra .. al;e zawsze mogę dać Ci spokój
-To nie będzie konieczne ..
Zatrzymaliśmy się nad rzeką Samica rozejrzała się napiłem się wody i wszedłem do niej idąc na drugi brzeg .. ona nie miała zamiaru moczyć łap skoczyła na kamień po środku a z niego na drugi brzeg.
-Sprytna młoda ..
-Dzięki z ciekawości zapytam ile masz lat ?
-Ja na pewno więcej niż ty
-A skąd wiesz ?
- No raczej nie wygadasz na 11 letnią Samice .. jesteś bardzo młoda i ładna
-Dziękuje masz rację mam 3 lata
-Mógłbym być twoim Ojcem
-A ty nie masz dzieci ani partnerki
-Nie ..
-A miałeś ..
-Nie było mi pisane się zakochać,założyć rodziny i żyć szczęśliwie niestety,nie cofnę czasu .. ale ty jesteś młoda i masz czas oraz szanse więc nie zmarnuj jej to taka rada starszego pana .. -uśmiechnąłem się
Poszliśmy nad jezioro obeszliśmy je w koło i znaleźliśmy się na pobliskiej Polanie. Tygrysica zaczęła ganiać i hasać po niej nawet się przyłączyłem do zabawy w berka i otóż podczas gonitwy wpadliśmy na kwiatową polanę gdzie Samica zatrzymała się i zaczęła cieszyć nimi swoje oczy.
-I co sadzisz na temat terenów-usiadłem i przyglądałem się jej.

<Blue>

Od Kayuna - Halloween cz.1

Wstałem wcześnie rano. Zjadłem swoje śniadanie, które upolowałem wczorajszego wieczoru. Wszystko zrobiłem tak, jak zwykle - ot, przeciętny dzień z mojego życia. Już miałem wychodzić, gdy do mojej jaskini wpadła podekscytowana Dakota.
Zdezorientowany patrzyłem na Dakotę, która już na powitaniu wylała na mnie potok słów.
- Jutro impreza będzie z okazji halloween, wiesz? Nie wiem jaki strój założyć, masz jakiś pomysł może? Za co się przebierasz? - powiedziała na jednym wdechu. Przez chwilę milczałem i w zamyśleniu zbierałem wszystkie informacje, które przed chwilą przekazała mi tygrysica.
,,No tak - pomyślałem - już jutro halloween".
- Zupełnie mi to wypadło z głowy - przyznałem. - Co cię tak bardzo cieszy?
- To moje ulubione święto. Jedno z ulubionych, znaczy.
- Masz już pomysł za co się przebierzesz?
- Nie, a ty? - zapytała uśmiechając się do mnie. Wzruszyłem ramionami, rozglądając się bezradnie po swojej jaskini. Nie miałem żadnych materiałów na strój, więc nie miałem pojęcia, co zrobić.
- Mogę ci pożyczyć trochę zbędnych materiałów na kostium.
- A, dzięki Daka. Jeśli byś tylko mogła... - poprosiłem, a Dakota posłała mi szeroki uśmiech i wybiegła z jaskini, wracając do niej ponownie po kilkunastu minutach. Niosła w pysku dużo materiałów.
Razem zrobiliśmy przebrania na halloween, które następnie na próbę ubraliśmy. Poszliśmy nad małą rzekę, która znajdowała się blisko mojego mieszkania i razem przyglądaliśmy się swoim odbiciom.
Widziałem siebie, ale mało przypominającego mnie siebie. Widziałem tygrysa ukrytego pod czarnym kapturem, z którego wystawały tylko moje uszy oraz biała maska, jakby pod kapturem znajdował się trup tygrysa. Obok tego zmienionego Kayuna siedziała dumna ze swego przebrania czarownica, patrząc we swoje odbicie spod ogromnego, szpiczaście zakończonego kapelusza. Wyszczerzyła się do mnie, po czym uciekła śmiejąc się. Spojrzałem na nią swoimi oczyma, dla których wyciąłem dwa otwory w masce i porwałem się w pogoń również się śmiejąc. W biegu zrzuciłem ze swojego łba kaptur dla lepszej widoczności i goniłem Dakotę aż do mojej jaskini.
Potem zabraliśmy się za skromne dekorowanie mojej jaskini, bo Daka obiecała mi pomóc mimo moich zaprzeczeń.
Postawiliśmy przed wejściem do mojego mieszkania dynię, z której razem wycięliśmy śmieszne otworki jakie to podpatrzyłem od ludzi.

<Dako, możesz dokończyć>

środa, 26 października 2016

Profil tygrysicy - Kiyomi

Imię: Kiyomi
Pseudonim: Można ją zwać w skrócie Kio, ewentualnie Yomi.
Wiek: 8 lat
Płeć: Jest to przedstawicielka płci pięknej, śmiesz wątpić?
Hierarchia: Omega
Stanowisko: Medyczka i wojowniczka 
Cechy charakteru: Kio? Z reguły obojętna na resztę świata, ale nie egoistyczna. Żeby nie było, potrafi też czasem kimś się zainteresować i poświęcić komuś te kilka minut swojego życia. Nie jest w końcu wredną samicą, ale jak jej podpadniesz możesz pobudzić jej alter ego, czyli jej tą o wiele gorszą stronę. Ani chwili nie będzie się wahała zdusić pierwszego, kto wpadnie jej pod łapę. Czasami bywa chamska, ale jednak ponad wszystko ceni sobie dwie zasady, w czym jedna z nich to szacunek za szacunek, chamstwo za chamstwo. A druga reguła? Ta tygrysica niezwykle zobowiązuje się do zasady oko za oko, ząb za ząb - zranisz ją w sposób fizyczny lub psychiczny, a od razu odpłaci się tym samym. Czasami zrobi to ze zdwojoną siłą, bo uczciwość nie należy do jej mocnych stron...
Kiyomi jest niezwykle prawdomówną samicą. Myślisz, że to jej zaleta? A nie, jesteś w okropnym błędzie. Bez względu na wszystko, będzie naokrągło mówić całą prawdę, choćby była najgorsza na świecie. No bo w końcu ona kocha dobijać leżącego. 
Potrafi być jednakże miła. Choć na to może i nie wygląda, bardzo ceni sobie przyjaźń. Jest to tygrysica, która naprawdę źle znosi samotność.
Cechy fizyczne: Niezwykle zwinna i szybka. Potrafi się doskonale skradać.
Boi się: Burze wywołują u niej paniczny strach, tak jak i przebywanie w ciasnych, ciemnych pomieszczeniach. Tak, cierpi ona na brontofobię oraz klaustrofobię. Ale jest jeszcze coś, przed czym zawsze stara się uciekać - przed samotnością. 
Znak szczególny: Każdy ma w sobie to coś, co go wyróżnia, nie? A Kio jest to przeciętna tygrysica, nie mająca na pierwszy rzut oka w sobie nic szczególnego. A jednak każdego przyciąga urok jej oczu. Normalne oczy, a jednak mające w sobie to coś. Sama nie ogarnia, co.
Partner: ,,Wielu szuka swojej drugiej połówki. Cóż, ja urodziłam się cała" 
~ Kiyomi.
Rodzice: Zmarli, i woli nie rozwijać tego tematu.
Inna rodzina: Posiada kuzyna, mianowicie jest nim Kayun. Tylko jego pamięta, jeżeli miałaby wymieniać spośród żywych.
Potomstwo: Jasne. Jeszcze czego.
Inne zdjęcia: -
Historia: Miała normalne życie, jej rodzice mieszkali razem z rodziną Kayuna, kuzynem Yomi. Jednak w ich stadzie doszło do pewnego wydarzenia, które podzieliło losy Kaya i Kio. Ten pierwszy pewnie nawet dawno już o niej zapomniał. Ona nie.
Rodzice Kiyomi zostali zabici, podobnie jak niemal wszyscy jej bliscy. Dorastała w samotności, wszystkiego uczyła się samodzielnie. W końcu natrafiła na Stado Tygrysiego Pazura - dołączyła.
Złote tygrysy: 100.000 ZT
Data dołączenia: 26.10.2016
Właścicielka: Asha999999/Howrse, BlackCheetah/Doggi